czwartek, 26 stycznia 2017

        Rozdział 1


 Zajęłyśmy wolny przedział w wagonie rozmyślając o cudownościach jakie czekają nas w szkole.
- Hej dziewczyny, te miejsca są wolne?- Do naszego przedziału wszedł chłopiec o ciemnych włosach i oczach, a za nim także ciemnowłosy chłopak, który pomagał nam na peronie i blondyn, wyglądali na nasz rocznik. Nie czekając na opowiedz rozsiedli się wygodnie i zaczęli się przedstawiać.
- Ja jestem James Syriusz Potter, tak syn tego słynnego  Pottera- przedstawił się brązowooki szatyn.
-Jaki sławny Potter, nie za bardzo orientuje się jeszcze w tych magicznych sprawach, a tak w ogóle to jestem Hanna Filomena Berendt, a to Melisa Cecot.- Poczułam, że musze przedstawić się pełnym imieniem.
- Ooo czyli jesteście z mugolskich rodzin – Tym razem odezwał się chłopak z peronu, z oburzeniem w głosie.
- Że co proszę?
- Taki po za magiczny człowiek, a to jest Fred Weasley, a to Louis Weasley.- posumował James
- Dobra, skoro z was tacy eksperci to może opowiecie jakieś swoje uwagi dotyczące domów w Hogwarcie.- Byłam już trochę poirytowana tą rozmową.
- A tak zanim coś powiecie to niech to będą jakieś rzeczy, których nie ma w książce, bo Hania już trzy razy wertowała Historie Hogwaru, żeby przeanalizować do którego domu by pasowała.- Odezwała się wreszcie Melisa
- Ja nie wiem to tiara zdecyduje, ale jak dla mnie to miła jesteś jak ślizgonka. – powiedział James, wytykając przy tym język.
- Tak na pewno, żebyś czasem jeszcze lepiej nie poznał mojej ślizgońskiej strony, bo może ci wyjść uszami…
- A zmieniając temat ćwiczyliście jakieś zaklęcia tak dla wprawy?- kiedy to powiedziałam wszyscy moi towarzysze przewrócili oczami.
- Wiesz co ci mówię James trafiła nam się kolejna ciocia Hermiona, a pomyśl jak jeszcze Rosa przyjdzie tu za rok….- Fred nie zwracał w ogóle uwagi na moją irytacje.
-Zoczymy najpierw w jakim domu będą-powiedział równo Louis z Jamesem, a ja już ich nie słuchałam zaczytując się w moją lekturę
Reszta podróży minęła w spokoju, do łódek zaprowadził nas taki ogromny człowiek, który jak wyjaśnił był tutaj gajowym, szczególnie przyjaźnie przywitał tych idiotów mojego przedziału. Zamek był przepiękny i robił ogromne wrażenie. Do Wielkiej Sali zaprowadził nas profesor Longbottom, który jak wyjaśnił był opiekunem Gryfindoru jednego z czterech domów. Wyczytywał on po kolei nazwiska a osoba wyczytana musiała usiąść na stołku a na jej głowę zakładano tiarę, która wyznaczała jej dom.
-Melisa Cecot.-  miałam wrażenie, że zaraz zemdlej, bardzo chciałyśmy być w jednym domu, nawet w Slytherinie, ale razem.
-Gryffindor!!! – stól gryfonów radośnie przywitał nowego ucznia
-Hanna Filomena Berendt.- musze trafić tam gdzie Melisa, tylko o tym byłam w tym momencie w stanie myśleć
- Bardzo ciekawe…umysł bardzo prężny, ciekawość świata…oj tak, bardzo ciekawy przypadek…ymmm, wiem!!!
- Griffindor!!!- jeszcze nigdy tak się nie cieszyłam, co a ulga. James, Fred i Louis też trafili do Griffindoru, lecz nie zapowiadało się abyśmy mieli zostać przyjaciółmi. Pani dyrektor wygłosiła dość długą przemowę, której nie byłam w stanie słuchać, bo Fred, który usiadł koło mnie cudacznie wymachiwał rękoma cały czas mnie przy tym szturchając, po jej słowach była uczta. Pierwszy raz widziałyśmy taką ucztę, była ogromna. Po niej dyrektor streściła zasady i zaznaczyła, że kary będą odpowiednie co do naszych wykroczeń. Prefekt zaprowadził nas do pokoju wspólnego przeszliśmy przez obraz Grubej Damy, a następnie od razu skierowałyśmy się do dormitorium. W moim pokoju mieszkała Melisa, ja i  Alicją Foster. Alicja była długonogą blondynką, o prześlicznych niebieskich oczach.
Czas mijał dość szybko, a ja w sumie bardzo dobrze radziłam sobie w szkole. Nie miałam sobie równych jeśli chodzi o transmutacje, z reszty przedmiotów, też w sumie byłam bardzo dobra. Czasami miałam jedynie problemy z zielarstwem, ale tu na szczęście była Melisa, chodź o jej pomoc często też zwracał się Louis, który chyba ją polubił. Eliksiry same w sobie były bardzo ciekawe i profesor Slughorn ciekawie je prowadził, ale denerwował mnie jeden mały szczegół, a mianowicie fory jakie miał tam James, to było oburzające. Nic nie musiał robić, a i tak był najlepszy, to po prostu skandal, a wszystkie wypracowania pisała za niego Samanta Jordan, która robiła wszystko o co on ją poprosił. Reszta tej trójcy wspiera się o nas, Louis oczywiście współpracował zawsze z Mel, a ja z musiałam z Fredem. Tak nie jestem za bardzo towarzyska.
-Jak zawsze perfekcyjnie panno Berendt, 10pkt dla Griffindoru, a pan panie Potter co pan myśli o wypowiedzi pany Berendt?- Slughorn zawsze pytał o radę Jamesa, jakby on był jakąś wyrocznią.
- Też się z nią zgadzam. Tak to właśnie powinno być.- nawet nie słuchał a i tak dostanie pewnie jakieś punkty
-5pkt dla pana Pottera!- a nie mówiłam….
Dobrze, że go nie będę przez wakacje widzieć….
 
Parę miesięcy później….
Byłyśmy na drugim roku i poznałyśmy nową koleżankę, która dzieliła z nami pokój, była to Rose Weasley. Była to ruda dość drobna dziewczynka o piwnych oczach, a przy tum bardzo wygadana. W sumie ja i Rose przypadłyśmy sobie bardzo do gustu. Ona też lubiła dużo czytać i dobrze się uczyła i także, nie przepadała za trójcą Hogwartu, co poróżniało nas z Mel, ona i Louis bardzo się lubili i często odrabiali razem lekcje, albo rozmawiali przy posiłkach. Kiedy on mi zabierał Mel ja spędzałam czas z Rose, czasem też rozmawiałyśmy z Albusem Severusem Potterem i jego najlepszym przyjacielem Scorpiusem Malfoya, byli oni ze Slytherinu. James nie mógł przez pierwszy miesiąc przeżyć, że jego brat jest w tym domu cały czas traktując go jak wyklętego. Jego próby jednak dokuczenia Albusowi, były przez mnie najczęściej ukracane. I tak właśnie dostałam pseudonim „Czarnej Damy”, wymyślił to Fred po tym jak rzuciłam kiedyś na nich maleńkie zaklęcie i przez pół dnia padał na nich deszcz, co jakiś czas rzucając w nich jakimś piorunem.

Czas jednak mijał, a my rośliśmy. Zaprzyjaźniłam się z Rose, chodź Mel i tak była dla mnie najważniejsza, tylko, że ona miała swoje problemy. Na czwartym roku zaczęła chodzić z Louisem po tym jak dowiedziała się, że na jednej imprezie całowałam się z Fredem. Często zabierał ją do swojego „męskiego” grona, żeby spędzał czas z nimi, a nie ze swoją siostrą. James i Fred byli najbardziej obleganymi chłopakami w szkole, zmieniali dziewczyny jak rękawiczki, mieli nawet fanclub swoich wielbicielek. Rose w sumie kręciła coś ze Scorpiusem, ale nie chciała za żadne skarby się do tego pryznać. A ja byłam sobą, nie byłam jakaś brzydka czy coś, też miałam wielbicieli. Nawet na piątym roku ich liczba przegoniła liczbę wielbicielek Freda. Zaczęto nazywać mnie wtedy „Czarną Damą o lodowym sercu”. Bo w sumie z żadnym nie chodziłam, a uwielbiałam ich wykorzystywać, a wszystkie te takie rzeczy robiłam po raz pierwszy z Fredem, nie wiem czemu z nim, ale tak wyszło….cóż życie.
*******

Mam nadzieje, że moja historia was zaciekawi. Czekam na komentarze. 

1 komentarz:

  1. Całkiem ciekawie to opowiadasz. James jest chyba tak arogancki, jak jego dziadek. Zaskoczył mnie Albus Severus w Slytherinie! 😃

    OdpowiedzUsuń