Rozdział 1
Zajęłyśmy wolny przedział w wagonie
rozmyślając o cudownościach jakie czekają nas w szkole.
- Hej dziewczyny, te miejsca są
wolne?- Do naszego przedziału wszedł chłopiec o ciemnych włosach i oczach, a za
nim także ciemnowłosy chłopak, który pomagał nam na peronie i blondyn,
wyglądali na nasz rocznik. Nie czekając na opowiedz rozsiedli się wygodnie i
zaczęli się przedstawiać.
- Ja jestem James Syriusz Potter,
tak syn tego słynnego Pottera-
przedstawił się brązowooki szatyn.
-Jaki sławny Potter, nie za
bardzo orientuje się jeszcze w tych magicznych sprawach, a tak w ogóle to
jestem Hanna Filomena Berendt, a to Melisa Cecot.- Poczułam, że musze przedstawić
się pełnym imieniem.
- Ooo czyli jesteście z
mugolskich rodzin – Tym razem odezwał się chłopak z peronu, z oburzeniem w
głosie.
- Że co proszę?
- Taki po za magiczny człowiek, a
to jest Fred Weasley, a to Louis Weasley.- posumował James
- Dobra, skoro z was tacy
eksperci to może opowiecie jakieś swoje uwagi dotyczące domów w Hogwarcie.-
Byłam już trochę poirytowana tą rozmową.
- A tak zanim coś powiecie to
niech to będą jakieś rzeczy, których nie ma w książce, bo Hania już trzy razy
wertowała Historie Hogwaru, żeby przeanalizować do którego domu by pasowała.-
Odezwała się wreszcie Melisa
- Ja nie wiem to tiara zdecyduje,
ale jak dla mnie to miła jesteś jak ślizgonka. – powiedział James, wytykając
przy tym język.
- Tak na pewno, żebyś czasem
jeszcze lepiej nie poznał mojej ślizgońskiej strony, bo może ci wyjść uszami…
- A zmieniając temat ćwiczyliście
jakieś zaklęcia tak dla wprawy?- kiedy to powiedziałam wszyscy moi towarzysze
przewrócili oczami.
- Wiesz co ci mówię James trafiła
nam się kolejna ciocia Hermiona, a pomyśl jak jeszcze Rosa przyjdzie tu za
rok….- Fred nie zwracał w ogóle uwagi na moją irytacje.
-Zoczymy najpierw w jakim domu
będą-powiedział równo Louis z Jamesem, a ja już ich nie słuchałam zaczytując
się w moją lekturę
Reszta podróży minęła w spokoju,
do łódek zaprowadził nas taki ogromny człowiek, który jak wyjaśnił był tutaj
gajowym, szczególnie przyjaźnie przywitał tych idiotów mojego przedziału. Zamek
był przepiękny i robił ogromne wrażenie. Do Wielkiej Sali zaprowadził nas profesor
Longbottom, który jak wyjaśnił był opiekunem Gryfindoru jednego z czterech
domów. Wyczytywał on po kolei nazwiska a osoba wyczytana musiała usiąść na
stołku a na jej głowę zakładano tiarę, która wyznaczała jej dom.
-Melisa Cecot.- miałam wrażenie, że zaraz zemdlej, bardzo
chciałyśmy być w jednym domu, nawet w Slytherinie, ale razem.
-Gryffindor!!! – stól gryfonów
radośnie przywitał nowego ucznia
-Hanna Filomena Berendt.- musze
trafić tam gdzie Melisa, tylko o tym byłam w tym momencie w stanie myśleć
- Bardzo ciekawe…umysł bardzo
prężny, ciekawość świata…oj tak, bardzo ciekawy przypadek…ymmm, wiem!!!
- Griffindor!!!- jeszcze nigdy
tak się nie cieszyłam, co a ulga. James, Fred i Louis też trafili do
Griffindoru, lecz nie zapowiadało się abyśmy mieli zostać przyjaciółmi. Pani
dyrektor wygłosiła dość długą przemowę, której nie byłam w stanie słuchać, bo
Fred, który usiadł koło mnie cudacznie wymachiwał rękoma cały czas mnie przy
tym szturchając, po jej słowach była uczta. Pierwszy raz widziałyśmy taką
ucztę, była ogromna. Po niej dyrektor streściła zasady i zaznaczyła, że kary
będą odpowiednie co do naszych wykroczeń. Prefekt zaprowadził nas do pokoju
wspólnego przeszliśmy przez obraz Grubej Damy, a następnie od razu
skierowałyśmy się do dormitorium. W moim pokoju mieszkała Melisa, ja i Alicją Foster. Alicja była długonogą
blondynką, o prześlicznych niebieskich oczach.
Czas mijał dość szybko, a ja w
sumie bardzo dobrze radziłam sobie w szkole. Nie miałam sobie równych jeśli
chodzi o transmutacje, z reszty przedmiotów, też w sumie byłam bardzo dobra.
Czasami miałam jedynie problemy z zielarstwem, ale tu na szczęście była Melisa,
chodź o jej pomoc często też zwracał się Louis, który chyba ją polubił.
Eliksiry same w sobie były bardzo ciekawe i profesor Slughorn ciekawie je
prowadził, ale denerwował mnie jeden mały szczegół, a mianowicie fory jakie
miał tam James, to było oburzające. Nic nie musiał robić, a i tak był
najlepszy, to po prostu skandal, a wszystkie wypracowania pisała za niego
Samanta Jordan, która robiła wszystko o co on ją poprosił. Reszta tej trójcy
wspiera się o nas, Louis oczywiście współpracował zawsze z Mel, a ja z musiałam
z Fredem. Tak nie jestem za bardzo towarzyska.
-Jak zawsze perfekcyjnie panno
Berendt, 10pkt dla Griffindoru, a pan panie Potter co pan myśli o wypowiedzi
pany Berendt?- Slughorn zawsze pytał o radę Jamesa, jakby on był jakąś
wyrocznią.
- Też się z nią zgadzam. Tak to
właśnie powinno być.- nawet nie słuchał a i tak dostanie pewnie jakieś punkty
-5pkt dla pana Pottera!- a nie mówiłam….
Dobrze, że go nie będę przez
wakacje widzieć….
Parę miesięcy później….
Byłyśmy na drugim roku i
poznałyśmy nową koleżankę, która dzieliła z nami pokój, była to Rose Weasley.
Była to ruda dość drobna dziewczynka o piwnych oczach, a przy tum bardzo
wygadana. W sumie ja i Rose przypadłyśmy sobie bardzo do gustu. Ona też lubiła
dużo czytać i dobrze się uczyła i także, nie przepadała za trójcą Hogwartu, co
poróżniało nas z Mel, ona i Louis bardzo się lubili i często odrabiali razem
lekcje, albo rozmawiali przy posiłkach. Kiedy on mi zabierał Mel ja spędzałam
czas z Rose, czasem też rozmawiałyśmy z Albusem Severusem Potterem i jego
najlepszym przyjacielem Scorpiusem Malfoya, byli oni ze Slytherinu. James nie
mógł przez pierwszy miesiąc przeżyć, że jego brat jest w tym domu cały czas
traktując go jak wyklętego. Jego próby jednak dokuczenia Albusowi, były przez
mnie najczęściej ukracane. I tak właśnie dostałam pseudonim „Czarnej Damy”,
wymyślił to Fred po tym jak rzuciłam kiedyś na nich maleńkie zaklęcie i przez
pół dnia padał na nich deszcz, co jakiś czas rzucając w nich jakimś piorunem.
Czas jednak mijał, a my rośliśmy.
Zaprzyjaźniłam się z Rose, chodź Mel i tak była dla mnie najważniejsza, tylko,
że ona miała swoje problemy. Na czwartym roku zaczęła chodzić z Louisem po tym
jak dowiedziała się, że na jednej imprezie całowałam się z Fredem. Często
zabierał ją do swojego „męskiego” grona, żeby spędzał czas z nimi, a nie ze
swoją siostrą. James i Fred byli najbardziej obleganymi chłopakami w szkole,
zmieniali dziewczyny jak rękawiczki, mieli nawet fanclub swoich wielbicielek.
Rose w sumie kręciła coś ze Scorpiusem, ale nie chciała za żadne skarby się do
tego pryznać. A ja byłam sobą, nie byłam jakaś brzydka czy coś, też miałam
wielbicieli. Nawet na piątym roku ich liczba przegoniła liczbę wielbicielek
Freda. Zaczęto nazywać mnie wtedy „Czarną Damą o lodowym sercu”. Bo w sumie z
żadnym nie chodziłam, a uwielbiałam ich wykorzystywać, a wszystkie te takie
rzeczy robiłam po raz pierwszy z Fredem, nie wiem czemu z nim, ale tak
wyszło….cóż życie.
*******
Mam nadzieje, że moja historia was zaciekawi. Czekam na komentarze.
Całkiem ciekawie to opowiadasz. James jest chyba tak arogancki, jak jego dziadek. Zaskoczył mnie Albus Severus w Slytherinie! 😃
OdpowiedzUsuń