Prolog
Mam na imię Hanna Filomena Berendt i jestem jak się pewnie
domyślacie czarownicą, a dokładniej uczennicą Hogwartu. Tak… to tak ładnie
brzmi, ale tak do końca nie jest. Pochodzę z mugolskiej rodziny
polsko-niemieckich cukierników, po otwarciu granic moi rodzice przeprowadzili
się do Wielkiej Brytanii do małego
miasteczka Bath nieopodal Bristolu. Prowadzą tam małą cukiernie, która cieszy
się dość dużą popularnością w okolicy. Razem z moimi rodzicami przeprowadzili
się ich przyjaciele państwo Cecot ze swoimi dwiema córkami Oktawią i Melisą
moją najlepszą przyjaciółką, była dla mnie jak siostra, mama mojej przyjaciółki
pomaga moim rodzicom w cukierni, zaś jej tata pracuje w pobliskim biurze jako
księgowy. O jejciu prawie zapomniałam o mojej siostrze, tak mam młodszą o 8lat
siostrę Annę Helenę. To ona jest oczkiem w głowie wszystkich, jest prześliczną
blondynka o typowo aryjskich cechach, a na dodatek wykazuje zainteresowanie i
predyspozycje do rodzinnego biznesu.
Ja zaś jestem tym dziwnym dzieckiem, który już bardzo
wcześnie zaczął, bo w wieku 3 lat robić różne nienormalne rzeczy. Nie byłam w
tym jednak sama moja przyjaciółka także miała do tego predyspozycje. W szkole
uważano nas za wariatki, nie rozumiałyśmy jak nagle nasza nauczycielka zaczęła
latać, wydając przy tym różne dziwne odgłosy. W krótce się jednak wszystko
szybko wyjaśniło…
-Hania ile ty możesz się ubierać? Pośpiesz się, przez ciebie
się spóźnimy!!! – Moja mama była perfekcjonistką, więc wiadomo wszystko
idealne. A ja jak ona to zawsze powtarzała wszystko burzyłam.
- Tak, mamo już jestem.- Stanęłam przed nią, czekając na
jakieś uwagi dotyczące mojego stroju, nie dostałam jednak żadnych słów krytyki.
Miałam na sobie swoją ulubioną niebieską sukienkę w czerwone kwiatki.
-To dobrze, a więc
chodźmy Państwo Cecot za pewne już nas oczekują.- Złapała moja siostrę za rękę
i poprowadziła nas wszystkich w stronę domu sąsiadów. Nic nie zapowiadało, że
ten obiad będzie dla mnie i dla Melisy, najlepszym obiadem na świecie. Już
kończyliśmy jeść kiedy do jadalni wleciały dwa puszczyki, jeden zrzucił list
przed mną, drugi przed Melisą.
Szanowna Pani
Berendt,
Mamy przyjemność poinformowania Panią, że został Pani
przyjęty do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych
książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej
sowy nie póżniej niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,
Minerva McGonagal, dyrektor.
- Co?????? Dostałam się do szkoły magii?!- Mówiąc to prawie
piszczałam.
- Ja też, będzie razem.!
- To wszystko tłumaczy, te wasze
latające przedmioty i gadające koty. - podsumowali wszyscy rodzice.
I tak 1 września udałyśmy się na
pociąg na peron 9 ¾, miałyśmy problem ze znalezieniem go na Londyńskiej stacji,
ale natknęłyśmy się na rodzinne Weasley, którzy pomogli nam się na niego
dostać. I tak zaczęła się moja przygoda z magią.
Całkiem fajny pomysł na opowiadanie, choć pewnie oryginalność wszelkich fanfiction o HP zanikła już dawno, nadal jestem zainteresowana. Cóż, od strony technicznej jest trochę gorzej, niestety, przydałoby Ci się popracować nad interpunkcją i językiem. To tylko takie uwagii, a ja idę czytać dalej. 😉
OdpowiedzUsuńDziękuje za uwagi, poprawię jak najszybciej.:)
OdpowiedzUsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńReklama bloga zostaje usunięta z zakładki FanFiction / HP / Czasy nowego pokolenia w związku z przedawnieniem (ostatni post opublikowany ponad rok temu).
Zapraszamy do ponownego zgłoszenia się w odpowiedniej zakładce po spełnieniu wymogów naszego regulaminu.
Pozdrawiamy serdecznie
załoga Katalogowo