piątek, 27 stycznia 2017

Rozdział 3

Siedziałam sobie spokojnie na oknie na korytarzu i czytałam książkę o rewolucji przemysłowej w Wielkiej Brytanii, kiedy koś mi ją zabrał, tak zabrał MI książkę.
-Witaj najpiękniejsza, czytasz mugolskie książki?- Nott nie zdawał sobie sprawę co miałam w tym momencie ochotę mu zrobić.
-Cześć. – powiedziałam to najbardziej oschle jak tylko potrafiłam.
-A więc mam dziś trening o piątej wpadniesz, przyda mi się kibic- i na jego buzi pojawił się banan.
-Oczywiście, że przyjdę, w końcu to dobra okazja, żeby lepiej się poznać
-To bosko, muszę lecieć, bo trzeba powiadomić resztę drużyny o spotkaniu.- machnął mi tylko ręką na pożegnanie i zniknął za rogiem. A do mnie podeszła Mel i obie udałyśmy się na zielarstwo.
-A więc moi drodzy co wiecie o Kłaposkrzeczkach?- zapytał profesor Longbottom
- Jeśli dostaną za dużo nawozu, zaczną wić się i skrzeczeć z niezadowolenia. Bardzo trudne w uprawie, są bardzo wymagające.
-Doskonale panno Cecot, 5pkt dla Gryffindoru.- profesor Longbottom, bardzo lubił kiedy jego podopieczni wykazywali się na jego przedmiocie.
-Tak panno Berendt, jeszcze coś chce pani dopowiedzieć.- Wszyscy też przyzwyczaili się do tego, że zawsze dopowiadałam wypowiedź Mel, więc teraz nie musiałam nawet podnosić ręki.
- Z tego co czytałam to bardzo lubią gdy ktoś im śpiewa, uspokajają się wtedy i można je popodcinać. Pozyskiwany z nich sok wykorzystujemy w eliksirze uspokajającym.
-Bezbłędnie panno Berendt, żeby tak inni uczniowie posiadali choć odrobinę pani wiedzy albo panienki Cecot.- na twarzy nauczyciela pojawi się obraz smutku, miał pewnie na myśli syna swoich przyjaciół, który razem z Fredem zajęty był włosami krukonek siedzących obok nich.
-A wracając do tematu dziś waszym zadaniem będzie właśnie uzyskanie soku z Kłaposkrzeczka, a więc do roboty. Będę podchodził do każdego i oceniał postępy.- i tak zabrałyśmy się z Mel do pracy, pod koniec lekcji tylko my i jeden krukon ukończyliśmy bezbłędnie zadanie.
- Dla wszystkich, którzy skończyli to zadanie prawidłowo po 10 pkt dla domu, dla panny Berendt i panny Cecot oraz pana Daviesa. Brawo! Dziewczynki zostańcie chwile po lekcji, dobrze?
-Tak panie profesorze – odpowiedziałyśmy z Mel na raz.
-Panie Potter i panie Weasley proszę także zostać.- na twarzy profesora pojawił się tajemniczy uśmiech. Kiedy wszyscy już wyszli nauczyciel zaczął objaśniać nam swój plan.
-A więc chłopcy wasze oceny są jakie są, a dobrze wiecie, że nie chce pisać do waszych rodziców. Jednak wasze zainteresowanie na lekcji i olewackie podejście do niej zmusza mnie do podjęcia pewnych kroków. A więc moi drodzy, Hanna i Melisa doskonale radzą sobie z moim przedmiotem, z tego co wiem z innymi też doskonale. Haniu będziesz od dziś pomagać Jamesowi, a Meliso ty Fredowi, co dziennie macie się razem uczyć, a razem w znaczeniu nie całą grupą, bo panowie będą się nawzajem rozpraszać.
-Ale pnie profesorze ja pomagam Louisowi- na twarzy mojej przyjaciółki pojawił się grymas niezadowolenia.
-Pan Weasley radzi sobie dobrze, a Fredowi przyda się o wiele bardziej pani pomoc.
-No dobrze.- Melisa nie była zadowolona z tej decyzji.
-A profesorze Longbottom, a czemu nie mogę pomagać Fredowi, tylko muszę Jamesowi?
-Nie będę owijać w bawełnę jest pani lepsza, przypominasz mi moją przyjaciółkę, pan Potter jest gorszy od Weasleya dlatego przyda się większa wiedza.- ja też nie byłam szczęśliwa z tej decyzji, oh, no coż.
-Dobrze teraz zmykajcie.-wszyscy posłusznie wyszliśmy z szklarni. W sumie potem nie rozmawialiśmy już za wiele. Mel i ja stwierdziłyśmy, że nie jesteśmy głodne i poszłyśmy do pokoju wspólnego, gdzie nikogo nie było, więc mogłyśmy w spokoju pogadać.
-Ale profesor przegiął, to jest nie możliwe, alby te matoły się czegoś nauczyły.- i rzuciłam się na kanapę, a Mel na mnie. Od razu zaczęłyśmy się wygłupiać i tarzać po podłodze ze śmiechu.
-Zobaczymy jak będzie kicia jak coś to znasz pewnie jakieś odpowiednie zaklęcie na nich – to mówiąc przyłożyła mi poduszką. Jak ja lubiłam takie chwile.
- Oj znam. Wiesz, że mam zapas ciastek korzennych od mamy i pierniczków…- no mojej buzi pojawił się jeden moich szatańskich uśmiechów.
-Tego to ja w życiu nie odmówię, chodź, trzeba opróżnić te zapasy- pociągnęła mnie w stronę naszego pokoju.  Oddałyśmy się pałaszowaniu zapasów leżąc przy tym na łózkach i rozmyślając, co jakiś czas opowiadając sobie o tym. Reszta dnia minęła spokojnie, a o piątej siedziałam już na stadionie czekając na rozpoczęcie treningu.
-Nott wytłumaczysz mi co robi tu gryfonka?- zapytała Victoria Zambini- ścigająca domu węża.
-Przyszłam pokibicować mojemu dobremu znajomemu- puściłam do niej oczko.
-Tak właśnie, a w ogóle nie wiem czy wiesz, ale my się spotykamy.- wykrzyknął Nott na jednym wdechu.
-Tylko randkujemy, a nie chodzimy jeszcze! Ale to was teraz nie powinno interesować macie przecież trening.- usiadła zadowolona, ponieważ nikt już nie śmiał nic powiedzieć. Na koniec treningu miałam już gotowe sprawozdanie dla chłopaków, które zmierzałam dać Jamesowi podczas wspólnej nauki.
-Hania musimy chyba pogadać, chodź Scorp lepiej, żebyś ty też przy tym był.- Albus to mówiąc zaszedł mi drogę, udaliśmy się więc wspólnie w stronę zamku.
-A więc który to wymyślił?- Al. Dobrze znał swojego brata i mnie tez już trochę, więc wiedział, że bez powodu nie byłabym taka miła dla Davida.
-Oboje, ale co z tego?
-A to, że potem znów złamiesz biednemu Davidowi serce…- oboje spojrzeli na mnie z odrazą
-Al., a pomyśleć, że my też się w tobie podkochiwaliśmy…- Scorp teraz przegiął, nie byłam, aż taka zła.
-Odpuście sobie, to jego wina, że jest taki tępy i daje się tak łatwo mi zmanipulować. Ale jak chcecie wiedzieć to dostaje za to karę, musze uczyć się z twoi tępym bratem, żeby ten poprawił sobie oceny, mehhh….
-O to ty masz karę, a James pewnie się cieszy, bo wiesz mamy  z Scorem taką teorie, Rose też się z nią zgadza- na twarzy chłopków pojawił się ten uśmiech, mam przekichane.
-Jaką?!!!- już dawno nie byłam tak przerażona.
-No, że James jest o ciebie zazdrosny….- Scorpius nie dokończył bo mu przerwałam.
-Że co proszę, to jakiś żart, przecież ja się nawet z Fredem lepiej dogaduje niż z nim.- byłam tym nieźle poirytowana.
-No tak, ale Fred wyznał Rose, że James strasznie się wkurza jak ty gadasz z jakimś chłopakiem i nawet się pokłócili o twoje relacje z Fredem- kontynuował Scorp, lecz przerwał mu Al objaśniając  resztę.
-Bo wiesz, że ty i Fred to macie dość specyficzną relacje, a Jimowi to najwyraźniej mocno przeszkadza- czułam się taka zszokowana, nie wiedziałam co kompletnie powiedzieć.
-Fila ja wiem, że lubisz Freda, bo mieliście te swoje chwile i w ogóle, ale ta sytuacja, sam widzisz…- ohh, powiedziałam Scorpowi kiedyś o tym, że  nawet lubię bardziej Freda. Jejciu Jim nie wiem co o tym myśleć.
-Dobra jesteśmy już w zamku ja muszę zmykać, a tak po za tym to nie podoba mi się już Fred !- kiedyś tak, ale dziś, był jedynym facetem, który nie zakochał się we mnie tylko ja w nim….
-Czyli James ma szanse, no dobra żartuje, tylko nie bij, wiem, że kochasz jedynie Filemona i Melisę - Filemon to mój ukochany kotek, dostałam go na 12 urodziny od Mel, znaczyła dla mnie naprawdę wiele.
-Papa chłopaki- poszłam w stronę biblioteki, gdzie byłam umówiona Jamesem. Byłam zdziwiona, że był już na miejscu, on był na czas.
- No jesteś wreszcie, tak, tak jestem na czas, możesz już zamknąć usta.- oczywiście wszystko mówił w swój typowy szarmancki sposób.
-Dobrze, na początek masz tu taktykę ślizgonów. A teraz do rzeczy, masz tu książki potrzebne do opisania eliksiru usypiającego, do roboty.- podsunęłam mu książki, a ten zaczął je bezradnie wertować.
-Wiesz, bo jak już skończyłaś z Nottem, tak sobie pomyślałem- co on znowu kombinuje-, że mogłabyś się ze mną umówić, co?- powiedział to niczym słodki szczeniak, trzeba mu przyznać było to uroczę.
- Co, chodź naukę z tobą można zaliczyć do randek, chodź nie przyjemnych- jego twarz posmutniała
- Powiedz mi Fila, tobie jeszcze podoba się Fred? Czy to już tylko przeszłość- co on zamierza, ja i poduszczanie to się zawsze źle kończy -, nie będziesz mieć problemów, aby się ze mną umówić, więc jak?- miał mnie, kurde.
-Wiesz James jak ja cię nie lubię, ale wygrałeś, gdzie i kiedy?- obdarzył mnie tylko tym swoim szarmanckim uśmiechem
-Przyszły weekend, co będziemy robić to będzie niespodzianka.- nic nie odpowiedziałam, resztę wieczoru przesiedziałam w  milczeniu, pisząc swoje prace i sprawdzając prace Jima.
                         **
 Nie wiem czemu, ale lubiłam czwartki. Miałam wtedy dwie pierwsze godziny eliksirów, potem transmutacja i starożytne runy. Wstałam wcześniej i postanowiłam się przejść przed śniadaniem. Było przepięknie jesień w Hogwarcie jest niesamowita. Wszędzie pełno było kolorowych liści, które nadawały temu miejscu tyle żywiołowości. Nad jeziorem można było zauważyć mgłę, a ptaki na drzewach wesoło nuciły. I jak tu nie kochać tego miejsca. Byłam jedną z pierwszych osób na śniadaniu, ku mojemu z dziwieniu chwilę po tym jak nałożyłam sobie owsianki do Wielkiej Sali wpadł zaspany Fred, który od razu ruszył w moja stronę.
-Panno Berendt jaka z pani przykładna uczennica, szkoda tylko, że nie prefekt.- to mówiąc posłał mi jeden ze swoich uśmieszków.
-Z tego co pamiętam nie zostałam prefektem przez ciebie, bo niby nie można zamienić kolegi w żabę i trzymać go w łazience przez trzy dni…- powiedziałam to z takim najbardziej teatralnym dostojeństwem jakim potrafiłam.
-To było przegięcie nawet jak na ciebie, ale wiem, wiem zasłużyłem sobie
-I to bardzo, ale mieliśmy już nie poruszać tego tematu…
-Dobrze – puścił mi oczko i zajął się swoimi tostami. Do sali wchodzili kolejni uczniowie.
-Melisiątko moje zgodziło się pójść ze mną na tą imprezę, Rose też idziesz?- cała nasza gromada rozsiadła się koło siebie i dodatkowo dosiedli się do nas Al i Scorp.
-Ja pójdę z Filą, będzie moją osobą towarzyszącą- Rose złapała mnie pod ramie.
-Twoją zawsze Rosie – przytuliłam się do przyjaciółki.
- Niestety dziewczyny popsuje wasze plany Fila idzie ze mną, chyba nie zapomniałaś?
-To impreza będzie tą randką, zawsze mogło być gorzej, przynajmniej będzie dużo ludzi…- wszyscy prócz Jamesa patrzyli na mnie zszokowani.
-Nie wierze udało ci się ją zaprosić, a myślałem, że będziesz pisał do wujka Rona z prośbą o eliksir miłosny –powiedział Al, a wszyscy wy buchnęliśmy na to śmiechem.
-Ale to tylko jedno spotkanie, a tak po za tym to co z Alicją, nie masz czasem dziewczyny?
- Od dziś rana już nie, więc widzisz jestem tylko twój
-Nie dziękuje, Rose my musimy już iść.- pociągnęłam gryffonkę za sobą. Zatrzymałyśmy się dopiero przy wyjściu na bonia.
-Fila powiedz o co chodzi?
-Jak sytuacja ze Scorpiusem stoi, nie udawaj tylko, że nie wiesz o co chodzi
-No wczoraj byliśmy na spacerze, było miło, ale nie wiem
-A kto ma wiedzieć jak nie ty! Idziecie razem na imprezę?
-No niby mnie wczoraj zaprosił, ale wtedy wszyscy będą gadać…
-Rose nie zachowuj się jak dziecko. To ja tam idę przez głupie podpuszczanie z  tym idiotą .

-No w sumie masz racje- potem się pożegnałyśmy i każda poszła na swoje lekcje.




&&&&




Jak wam się podoba moja opowieść? Wkrótce dodam bohaterów i czekam na wasze komentarze. ;)

czwartek, 26 stycznia 2017

    Rozdział 2


Teraz zaczął się szósty rok, a ja postanowiłam odbudować relacje  z moimi przyjaciółkami, mam na myśli głównie Mel, która cały jeden miesiąc wakacji spędziła w towarzystwie Louisa i reszty jego rodzinki, jak on mi mógł ją tak zabrać. Po przyjeździe do szkoły pierwsze co postanowiłyśmy, że pierwszy wolny weekend spędzamy tak jak za strych dobrych czasów- czyli książki do historii i do historii magii, słodycze, analizowanie wszystkiego i  wymyślanie nowych zaklęć.
-Kicia ( tak mówiła na mnie tylko Mel, bo miałam bzika na punkcie kotów i sama miałam Filemona, którego dostałam od przyjaciółki na urodziny), obiecuje, że w tym roku nie będę tak dużo czasu spędzać z Louim, a jak coś to będę cię zabierać, może w końcu przekonasz się do chłopaków….
- Wiesz, że nie przepadam za tą zgrają, a za Jamesem to w szczególności, Louisa toleruje tylko i wyłącznie ze względu na ciebie.
- Hania przestań, czasem mam wrażeni, że James to jedyny chłopak który by do ciebie pasował-i w tym momencie Melisa zaczęła się śmiać
- Uważaj, żebym to ciebie czasem siostrzyczko nie potraktowała tak jak jego- puściłam jej oczko i odeszłam od stołu
Już miałam przechodzić przez ścianę jak ktoś zawołał moje imię. Był to Fred, za nim po schodach spinał się James trzymając za rękę moją towarzyszkę z pokoju Alicje (wreszcie ma swoje 5min. Pomyślałam).
-Hanna słuchaj jest sprawa, bo teraz w ten weekend jest Hogsmeade i tak sobie pomyślałem, że może byś się ze mną przeszła, co?- czy ja się przesłyszałam czy Fred Weasley zaprasza mnie na randkę.
- Co ty właściwie wyprawiasz? Już do reszty zgłupiałeś Fred!- powiedziałam nieźle zirytowana i zaskoczona.
-Nie, nie to nie żadna randka czy coś, no powiedz jej James, po prostu nie mam z kim iść….
-Tak, tak, ja idę z Alicją, Loui planuje coś dla Melisy, a Rose też przed chwilą coś wspomina, że coś tam ma z Alem i Scorpiusem robić, to jak?- pewność w głosie Jima często mnie przerażał i jeszcze ten uśmieszek, ymmm
-Nie za bardzo coś to wid...
-Alicjo, mogłabyś nas na chwilę zostawić, dorośli muszą pogadać.- James powiedział to puszczając rękę swojej dziewczyny i dając jej jeszcze bardziej do zrozumienia, żeby poszła i poszła
-Teraz to ja już w ogóle nie rozumiem, o co chodzi?
-A więc ja mamy pewien plan z Fredem i jesteś nam potrzebna, bo w sumie jesteś całkiem mądra i jesteś dziewczyną
-No powiem ci James, że szybki jesteś…ale mi ten weekend odpada i Louis będzie wolny, ja z Mel mamy plany
-5min temu zgodziła się że całą sobotę ma dla swojego, czekaj jak ona to powiedziała „Louimisiaczkasłodziaczak”- i rzucił swój szelmowski uśmiech
-A fujjj, mam już ich razem dość, skoro ona idzie i nie myśli o mnie to ja też, teraz mówcie szczegóły.- byłam taka zła, a na dodatek wkręciłam się w jakieś głupie intrygi chłopaków, czy może być gorzej…
-Skoro się już zgodziłaś, a pamiętaj, że się już nie wykręcisz….-zaczął James, dalej mówił Fred
- Pójdziesz ze mną do Trzech Mioteł, gdzie będzie już Jim z Alicją i Nott z Daniellą, czy już się domyślasz?- na ich twarzach malował się taki uśmiech jakiego już dawno nie widziałam
-Nigdy, nie będę filtrować z Nottem, a tak po za tym on będzie z dziewczyną i to nie byle jaką tylko Daniellą Greengrass, która no jest po prostu śliczna.
-A myślisz, że dlaczego przychodzimy do ciebie, tylko ty będziesz potrafiła go odbić Danielli i poznać strategie ślizgonów.
-Czyli wszystko zawsze musi sprowadzać się do quiddicha, oj chłopcy, z was to są dzieci, gdybyście od razu powiedzieli o co chodzi to bym pewnie szybciej się zgodziła- poczułam taką ulgę, chodzi tylko o grę
- Ale zdajecie sobie sprawę, że Daniella zrobi wszystko aby mi za to odpłacić?
- Tak wiemy, dlatego Fred się nią zajmie, a ty Nottem, będziesz naszym szpiegiem
- No dobrze, a więc do zobaczenia, a tak po za tym myślę że Alicja lepiej by się do tego nadawała albo jakaś laska z waszych wielbicielek.- To mówiąc obróciłam się i przeszłam przez portret nie czekając na odpowiedź.
Byłam zła na dziewczyny, że olały nasze plany, najbardziej zła byłam na Mel, ale cóż nie umiem się długo na nie gniewać, wiadomość o wyjściu z chłopkami będzie dla nich wystarczającą karą, nie zdradzę im głębiej planu chłopaków. Cały tydzień był bardzo spokojny, nawet prac domowych nie było aż tak wiele
 I nadeszła sobota, postanowiłam, że potraktuje to spotkanie jak randka i ładnie się ubiorę,  co wzbudziło nie małe zaskoczenie i zainteresowanie dziewczyn zwłaszcza, że Alicja wygadała się wszystkim, że  Fred mnie zaprosił. 
-Hej laska gdzie ty się tak szykujesz?- powiedziała Mel zaspanym głosem
-Idę na spotkanie.- cały czas starłam się zachować powagę i nie wybuchnąć śmiechem
-Jakie spotkanie, sama słyszałam to na pewno randka, a wiecie, że ja z Jamesem też idę na randkę.- Alicja próbowała zwrócić tym na siebie uwagę
-Z moim kuzynem, z Fredem, jak możesz, przecież ty go tylko skrzywdzisz.- już dawno Rose nie mówiła czegoś z takim oburzeniem
-Zgadzam się z tobą, Kicia przestań robić mu zbędnie nadziej.- one naprawdę w to uwierzyły. Wyszykowana ruszyłam z Alicją w stronę pokoju wspólnego gdzie czekali chłopcy. Byłam ubrana w czarną sukienkę z mocnym wcięciem w taki i haftowanym w pomarańczowe kwiaty dekolcie, do tego moje wyższe botki, trochę mocniejszy makijaż, sweterek i rozpuszczone włosy. Musiałam wyglądać ładnie, bo chłopcy aż zaniemówili, a to Alicja była tak w ogóle tą ładniejszą.
-Hania wow, ale Fred ma szczęście z chęcią się zamiennie- szok na twarzy Jamesa był bezcenny
-Ale ja się nie zgadzam i chcę ci przypomnieć, że jestem twoją dziewczyną- wkurzona Alicja czy może być piękniej
- No to chodźmy moja pani.- złapałam ramię Freda i ruszyliśmy w stronę miasteczka,. Szok na twarzach mijanych ludzi był bezcenny. A Fredowi nie z chodził  banan z buzi, James tylko trochę posmutniał. Szedł z tyłu i musiał za pewne wysłuchiwać jakiś głupot od swojej dziewczyny. W karczmie było dość głośno i tłoczno, w sumie nie było za bardzo wolnych miejsc, a jedyne były przy Nocie i jego towarzyszce.
-Hej David jak tam, możemy się przysiąść?- James powiedział to z taką pewnością siebie, że Nott nie był w stanie mu odmówić
-Tak zapraszam, o Hanna, a co ty tu robisz i to jeszcze z nimi?- tak, Nott podkochiwał się we mnie w zeszłym roku i załatwiał mi składniki do różnych eliksirów.
-Miałam nadzieje, że spotkam tu lepsze towarzystwo i widzisz, jesteś ty.- puściłam mu oczko, a na twarzy Daniell dostrzegłam pogardę
- To ja skoczę nam wszystkimi po kremowe, a wy tu sobie gadajcie- James oddalił się, a David przysunął do mnie, miałam ochotę puścić pawia, jaki on jest głupi. Po wypiciu kremowego stwierdziłam, że czas przejść do tego po co przyszłam, nie mam zamiaru długo z nim kręcić. Niepokoiła mnie mina Jamesa, który cały czas patrzał się na mnie z miną podbitego psa.
-Wiecie co ja coś ważnego do załatwienia i będę musiała was zostawić.
- Poczekaj tak dobrze nam się rozmawiało , może cię odprowadzę.- Nott właśnie wpadł w moją pułapkę, a mówił to z taką prośbą w głosie
-Pewnie, reszta niech zostanie, Danielli tak dobrze rozmawia się z Fredem, nie przeszkadzajmy im. – podniosłam się i wyszłam prowadzona przez Notta, ale zdążyłam jeszcze spojrzeć w stronę chłopców i przekazać im  mój uśmiech wygranej. Wracając do zamku słyszałam tylko słowotok, jak to on się cieszy, że może ze mną rozmawiać i być sam na sam. ( aaa feeee, w co ja dałam się wrobić)
-David bo wiem, że masz teraz mało wolnego czasu, bo qidditch i tak sobie pomyślałam, że mogłabym przychodzić na wasze treningi, żebyśmy się lepiej poznali i bym ci pokibicowała, co?
-Ty zawsze, naprawdę będziesz mi kibicować, ale mam dziś szczęście.- Nott powiedział to z takim zadowoleniem i dumą z siebie, że nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
-Czemu się śmiejesz, coś nie tak powiedziałem?
-Nie, nie, to tak ze szczęścia…- jacy ci faceci są prości. Reszta drogi przebiegła w milczeniu, przynajmniej z mojej strony. Myślami byłam już w dodatkowym wypracowaniu na historie magii i transmutacje, a pochlebstwa i monolog Notta, był dość płytki i nudny. Po przekroczeniu progu zamku pobiegłam szybko do dormitorium, się przebrać, a następnie zeszłam na obiad, gdzie były już moje towarzyszki.
-O jesteś, ja przepraszam cię Kicia, przyszły weekend jest nasz, tylko się nie gniewaj.- i Mel zrobiła najbardziej uroczą minkę jaką potrafiła, nie umiałam się na nią gniewać.
-No pewnie, wiesz, że już dawno nie byłam zła, a to nie była randka z Fredem tylko Nottem.- ściszyłam głos tak, żeby tylko moje przyjaciółki mnie słyszały.
-Co? Jakiś kolejny mądry pomysł moich kuzynów?
-W sumie to tak, ale to chodzi o qidditcha, robię przeszpiegi, a i Fred ma dzięki temu Daniell.- po minach dziewczyn można było wyczytać, że nie popierały za bardzo tego planu.
-Biedny David, pewnie znów będzie to przeżywał potem pół roku, Fila ty nie masz serca….- Rose jak zwykle stawała w obronie wszystkich, denerwowało ją strasznie jak brałam udział w intrygach chłopaków, co na szczęście było dość rzadko.
-To już będzie problem Freda, bo według ich planu po poznaniu taktyki, po prostu ulegnę jego czarowi osobistemu, no i tyle.
-Kicia, ja już nie mam czasem do ciebie siły
-Oj Mel, ale ciii, idzie twój kochaś z towarzyszami- Melisa od razu odwróciła twarz w stronę drzwi i pojawił się ten jej banan. Louis usiadł koło niej, Fred wcisnął się pomiędzy mnie, a Rose, a James z Alicją usiedli naprzeciwko.
-I jak tam randka? Kiedy kolejna?- Fred zapytał, szczerząc się przy tym jak nie wiem co.
-A bardzo dobrze, następna jest na ich treningu, a jak Danielą panie Weasley?- od razu poprawił mi się humor, nie mogłam tylko zrozumieć grymasu Jima, widać coś mu nie układało się z Alicją, albo był zazdrosny o Daniell.
-O szybko się pani wyrobiła, szczerze nie przypuszczałem, że od razu cię wpuści na ich treningi.
-Kogo jak kogo ale mnie, przecież zna pan moje możliwości.
-Owszem znam, jestem wdzięczny za pannę Greengrass, udało mi się myślę ją już trochę pocieszyć reszta po obiedzie – i puścił mi oczko.
-Super, ale Fila pamiętaj masz szybko skończyć z nim! – dawno nie słyszałam tak zdenerwowanego Jamesa, aż Mel podskoczyła.
-James, czy ty jesteś chory, bo zachowujesz jakbyś był zazdrosny?- Rose wreszcie się wtrąciła.
-Ja nie, co ty zgłupiałaś, mam dziś gorszy dzień – jego głos znów stał się spokojny, ale jego dziewczyna była za to nieźle wkurzona, bo robiła się coraz czerwieńsza.
-Dobra ja już będę lecieć, Mel ty chyba też musisz napisać prace na transmutacje?

- A no tak, więc chodźmy.- chwyciłam siostrę za ramię i ruszyłyśmy w stronę wyjścia. Jak dawno nie minął mi tak spokojnie czas, Notta nie widziałam, a więc mogłam w spokoju oddawać się  lekturze.


*******
Mam nadzieje,że rozdział się podobał. Czekam na komentarze, bo opinia zawsze chętnie brana pod uwagę.
        Rozdział 1


 Zajęłyśmy wolny przedział w wagonie rozmyślając o cudownościach jakie czekają nas w szkole.
- Hej dziewczyny, te miejsca są wolne?- Do naszego przedziału wszedł chłopiec o ciemnych włosach i oczach, a za nim także ciemnowłosy chłopak, który pomagał nam na peronie i blondyn, wyglądali na nasz rocznik. Nie czekając na opowiedz rozsiedli się wygodnie i zaczęli się przedstawiać.
- Ja jestem James Syriusz Potter, tak syn tego słynnego  Pottera- przedstawił się brązowooki szatyn.
-Jaki sławny Potter, nie za bardzo orientuje się jeszcze w tych magicznych sprawach, a tak w ogóle to jestem Hanna Filomena Berendt, a to Melisa Cecot.- Poczułam, że musze przedstawić się pełnym imieniem.
- Ooo czyli jesteście z mugolskich rodzin – Tym razem odezwał się chłopak z peronu, z oburzeniem w głosie.
- Że co proszę?
- Taki po za magiczny człowiek, a to jest Fred Weasley, a to Louis Weasley.- posumował James
- Dobra, skoro z was tacy eksperci to może opowiecie jakieś swoje uwagi dotyczące domów w Hogwarcie.- Byłam już trochę poirytowana tą rozmową.
- A tak zanim coś powiecie to niech to będą jakieś rzeczy, których nie ma w książce, bo Hania już trzy razy wertowała Historie Hogwaru, żeby przeanalizować do którego domu by pasowała.- Odezwała się wreszcie Melisa
- Ja nie wiem to tiara zdecyduje, ale jak dla mnie to miła jesteś jak ślizgonka. – powiedział James, wytykając przy tym język.
- Tak na pewno, żebyś czasem jeszcze lepiej nie poznał mojej ślizgońskiej strony, bo może ci wyjść uszami…
- A zmieniając temat ćwiczyliście jakieś zaklęcia tak dla wprawy?- kiedy to powiedziałam wszyscy moi towarzysze przewrócili oczami.
- Wiesz co ci mówię James trafiła nam się kolejna ciocia Hermiona, a pomyśl jak jeszcze Rosa przyjdzie tu za rok….- Fred nie zwracał w ogóle uwagi na moją irytacje.
-Zoczymy najpierw w jakim domu będą-powiedział równo Louis z Jamesem, a ja już ich nie słuchałam zaczytując się w moją lekturę
Reszta podróży minęła w spokoju, do łódek zaprowadził nas taki ogromny człowiek, który jak wyjaśnił był tutaj gajowym, szczególnie przyjaźnie przywitał tych idiotów mojego przedziału. Zamek był przepiękny i robił ogromne wrażenie. Do Wielkiej Sali zaprowadził nas profesor Longbottom, który jak wyjaśnił był opiekunem Gryfindoru jednego z czterech domów. Wyczytywał on po kolei nazwiska a osoba wyczytana musiała usiąść na stołku a na jej głowę zakładano tiarę, która wyznaczała jej dom.
-Melisa Cecot.-  miałam wrażenie, że zaraz zemdlej, bardzo chciałyśmy być w jednym domu, nawet w Slytherinie, ale razem.
-Gryffindor!!! – stól gryfonów radośnie przywitał nowego ucznia
-Hanna Filomena Berendt.- musze trafić tam gdzie Melisa, tylko o tym byłam w tym momencie w stanie myśleć
- Bardzo ciekawe…umysł bardzo prężny, ciekawość świata…oj tak, bardzo ciekawy przypadek…ymmm, wiem!!!
- Griffindor!!!- jeszcze nigdy tak się nie cieszyłam, co a ulga. James, Fred i Louis też trafili do Griffindoru, lecz nie zapowiadało się abyśmy mieli zostać przyjaciółmi. Pani dyrektor wygłosiła dość długą przemowę, której nie byłam w stanie słuchać, bo Fred, który usiadł koło mnie cudacznie wymachiwał rękoma cały czas mnie przy tym szturchając, po jej słowach była uczta. Pierwszy raz widziałyśmy taką ucztę, była ogromna. Po niej dyrektor streściła zasady i zaznaczyła, że kary będą odpowiednie co do naszych wykroczeń. Prefekt zaprowadził nas do pokoju wspólnego przeszliśmy przez obraz Grubej Damy, a następnie od razu skierowałyśmy się do dormitorium. W moim pokoju mieszkała Melisa, ja i  Alicją Foster. Alicja była długonogą blondynką, o prześlicznych niebieskich oczach.
Czas mijał dość szybko, a ja w sumie bardzo dobrze radziłam sobie w szkole. Nie miałam sobie równych jeśli chodzi o transmutacje, z reszty przedmiotów, też w sumie byłam bardzo dobra. Czasami miałam jedynie problemy z zielarstwem, ale tu na szczęście była Melisa, chodź o jej pomoc często też zwracał się Louis, który chyba ją polubił. Eliksiry same w sobie były bardzo ciekawe i profesor Slughorn ciekawie je prowadził, ale denerwował mnie jeden mały szczegół, a mianowicie fory jakie miał tam James, to było oburzające. Nic nie musiał robić, a i tak był najlepszy, to po prostu skandal, a wszystkie wypracowania pisała za niego Samanta Jordan, która robiła wszystko o co on ją poprosił. Reszta tej trójcy wspiera się o nas, Louis oczywiście współpracował zawsze z Mel, a ja z musiałam z Fredem. Tak nie jestem za bardzo towarzyska.
-Jak zawsze perfekcyjnie panno Berendt, 10pkt dla Griffindoru, a pan panie Potter co pan myśli o wypowiedzi pany Berendt?- Slughorn zawsze pytał o radę Jamesa, jakby on był jakąś wyrocznią.
- Też się z nią zgadzam. Tak to właśnie powinno być.- nawet nie słuchał a i tak dostanie pewnie jakieś punkty
-5pkt dla pana Pottera!- a nie mówiłam….
Dobrze, że go nie będę przez wakacje widzieć….
 
Parę miesięcy później….
Byłyśmy na drugim roku i poznałyśmy nową koleżankę, która dzieliła z nami pokój, była to Rose Weasley. Była to ruda dość drobna dziewczynka o piwnych oczach, a przy tum bardzo wygadana. W sumie ja i Rose przypadłyśmy sobie bardzo do gustu. Ona też lubiła dużo czytać i dobrze się uczyła i także, nie przepadała za trójcą Hogwartu, co poróżniało nas z Mel, ona i Louis bardzo się lubili i często odrabiali razem lekcje, albo rozmawiali przy posiłkach. Kiedy on mi zabierał Mel ja spędzałam czas z Rose, czasem też rozmawiałyśmy z Albusem Severusem Potterem i jego najlepszym przyjacielem Scorpiusem Malfoya, byli oni ze Slytherinu. James nie mógł przez pierwszy miesiąc przeżyć, że jego brat jest w tym domu cały czas traktując go jak wyklętego. Jego próby jednak dokuczenia Albusowi, były przez mnie najczęściej ukracane. I tak właśnie dostałam pseudonim „Czarnej Damy”, wymyślił to Fred po tym jak rzuciłam kiedyś na nich maleńkie zaklęcie i przez pół dnia padał na nich deszcz, co jakiś czas rzucając w nich jakimś piorunem.

Czas jednak mijał, a my rośliśmy. Zaprzyjaźniłam się z Rose, chodź Mel i tak była dla mnie najważniejsza, tylko, że ona miała swoje problemy. Na czwartym roku zaczęła chodzić z Louisem po tym jak dowiedziała się, że na jednej imprezie całowałam się z Fredem. Często zabierał ją do swojego „męskiego” grona, żeby spędzał czas z nimi, a nie ze swoją siostrą. James i Fred byli najbardziej obleganymi chłopakami w szkole, zmieniali dziewczyny jak rękawiczki, mieli nawet fanclub swoich wielbicielek. Rose w sumie kręciła coś ze Scorpiusem, ale nie chciała za żadne skarby się do tego pryznać. A ja byłam sobą, nie byłam jakaś brzydka czy coś, też miałam wielbicieli. Nawet na piątym roku ich liczba przegoniła liczbę wielbicielek Freda. Zaczęto nazywać mnie wtedy „Czarną Damą o lodowym sercu”. Bo w sumie z żadnym nie chodziłam, a uwielbiałam ich wykorzystywać, a wszystkie te takie rzeczy robiłam po raz pierwszy z Fredem, nie wiem czemu z nim, ale tak wyszło….cóż życie.
*******

Mam nadzieje, że moja historia was zaciekawi. Czekam na komentarze. 
   Prolog


Mam na imię Hanna Filomena Berendt i jestem jak się pewnie domyślacie czarownicą, a dokładniej uczennicą Hogwartu. Tak… to tak ładnie brzmi, ale tak do końca nie jest. Pochodzę z mugolskiej rodziny polsko-niemieckich cukierników, po otwarciu granic moi rodzice przeprowadzili się  do Wielkiej Brytanii do małego miasteczka Bath nieopodal Bristolu. Prowadzą tam małą cukiernie, która cieszy się dość dużą popularnością w okolicy. Razem z moimi rodzicami przeprowadzili się ich przyjaciele państwo Cecot ze swoimi dwiema córkami Oktawią i Melisą moją najlepszą przyjaciółką, była dla mnie jak siostra, mama mojej przyjaciółki pomaga moim rodzicom w cukierni, zaś jej tata pracuje w pobliskim biurze jako księgowy. O jejciu prawie zapomniałam o mojej siostrze, tak mam młodszą o 8lat siostrę Annę Helenę. To ona jest oczkiem w głowie wszystkich, jest prześliczną blondynka o typowo aryjskich cechach, a na dodatek wykazuje zainteresowanie i predyspozycje do rodzinnego biznesu.
Ja zaś jestem tym dziwnym dzieckiem, który już bardzo wcześnie zaczął, bo w wieku 3 lat robić różne nienormalne rzeczy. Nie byłam w tym jednak sama moja przyjaciółka także miała do tego predyspozycje. W szkole uważano nas za wariatki, nie rozumiałyśmy jak nagle nasza nauczycielka zaczęła latać, wydając przy tym różne dziwne odgłosy. W krótce się jednak wszystko szybko wyjaśniło…
-Hania ile ty możesz się ubierać? Pośpiesz się, przez ciebie się spóźnimy!!! – Moja mama była perfekcjonistką, więc wiadomo wszystko idealne. A ja jak ona to zawsze powtarzała wszystko burzyłam.
- Tak, mamo już jestem.- Stanęłam przed nią, czekając na jakieś uwagi dotyczące mojego stroju, nie dostałam jednak żadnych słów krytyki. Miałam na sobie swoją ulubioną niebieską sukienkę w czerwone kwiatki.
 -To dobrze, a więc chodźmy Państwo Cecot za pewne już nas oczekują.- Złapała moja siostrę za rękę i poprowadziła nas wszystkich w stronę domu sąsiadów. Nic nie zapowiadało, że ten obiad będzie dla mnie i dla Melisy, najlepszym obiadem na świecie. Już kończyliśmy jeść kiedy do jadalni wleciały dwa puszczyki, jeden zrzucił list przed mną, drugi przed Melisą.
                                 Szanowna Pani Berendt,
Mamy przyjemność poinformowania Panią, że został Pani przyjęty do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie póżniej niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,
Minerva McGonagal, dyrektor.
- Co?????? Dostałam się do szkoły magii?!- Mówiąc to prawie piszczałam.
- Ja też, będzie razem.!
- To wszystko tłumaczy, te wasze latające przedmioty i gadające koty. - podsumowali wszyscy rodzice.

I tak 1 września udałyśmy się na pociąg na peron 9 ¾, miałyśmy problem ze znalezieniem go na Londyńskiej stacji, ale natknęłyśmy się na rodzinne Weasley, którzy pomogli nam się na niego dostać. I tak zaczęła się moja przygoda z magią.