czwartek, 9 lutego 2017

Rozdział 5
Obudziłem, się bardzo wcześnie. Musiałem dziś jeszcze pozałatwiać parę spraw dotyczących jutrzejszej imprezy. Reszta moich towarzyszy jeszcze smacznie spała, nawet nie zauważali jak wyszedłem z pokoju. Pobiegałam trochę w koło jeziora, taka czynność zawsze pomagała mi dobrze skupić myśli. Zastanawiałem się w sumie od kiedy postawiłem sobie File jako kolejną dziewczynę do zdobycia, tylko że ona nie była jak one i to był mój główny problem. Bardzo różniła się od innych dziewczyn, była sarkastyczna i nie była za grzeczną dziewczynką. To ona pierwszy raz poczęstowała mnie papierosami, które później mi kupowała jak była w domu. Jako jedyna nie miała też zbytnich oporów aby uczestniczyć w naszych niesamowitych przedsięwzięciach, przez co nie mogła zostać prefektem, bo za często pakowała się w kłopoty. Była dość zamknięta w sobie, nigdy nie mówiła o swoich problemach, wiem, że miała ich dużo, bo zdradzały ją zawsze oczy. Jej piękne zielone oczy są drzwiami do niej samej... a może mi naprawdę obiło na jej punkcie jak twierdzi Loui. W końcu ona jest naprawdę niesamowita...
       ****
Kiedy wróciłem do pokoju Louisa już nie było, a Fred dopiero wstał i zaczął się ubierać.
-Ale ci odbiło na jej punkcie- na jego twarzy pojawił się przyjacielski uśmiech.- nigdy jeszcze taki nie byłeś.
-Przesadzasz, wystarczy, że już tak Louis uważa. A po za tym dobrze wiesz, że ona jest inna, nie przypina żadnej z tych rozhisteryzowanych panienek.  
-No muszę ci przyznać racje, zna się na rzeczy…- w tym momencie czułem jak podnosi mi się ciśnienie, nie nawiedziłem kiedy Weasley wspominał o ich wcześniejszej relacji, bo zawsze to jeszcze nadto koloryzował.
-Zamknij się lepiej!!!
-Dobra, spokojnie. Nie będę już nigdy tego wspominał. Chodź jednego jestem ciekaw..
-Niby czego?!
-A mianowicie, czy ona jakby miała wybrać miedzy nami, to którego by wybrała. W końcu to we mnie wcześniej była zakochan…- przerwałem mu.
-Ale jak sam zauważyłeś to było wcześniej, zanim ją tak potraktowałeś. Ale z resztą dała ci wtedy za to niezłą nauczkę.- nigdy nie zapomnę wtedy Freda, rzuciła na niego jakiś urok. Przez który całe wakacje musiał spędzić zamknięty w domu, bo ciocia myślał, że złapał mugolską ospę.
- Koniec, najważniejsze, że mi wybaczyła. A teraz wybacz, ale idę na śniadanie, bo źle funkcjonuje na głodnego.- Fred wyszedł, a ja przebrałem się i zbiegłem na śniadanie. Praktycznie wszyscy już byli, brakowało tylko Louisa, który pewnie kończy jakieś zadanie domowe, zanim jego dziewczyna dowie się, że znów zapomniał i Rose, która mu pomagała. Dosiedli się do nas nawet Albus i Scorpius, którzy zawzięcie dyskutowali o czymś z Melisą i Filą.  Usiadłem naprzeciwko ich patrząc na niesamowitą gestykulacje Hanny, może troszeczkę przy tym odpłynąłem.
-James mam coś na twarzy, że się tak na mnie patrzysz?-jej słowa przywróciły mnie do rzeczywistości.
-Nie, po prostu zapatrzyłem się w twoje zielone ślepia.- przewróciła oczami.
- Uważaj tylko żeby te ślepia nie potraktowały cię jak bazyliszek.- po czym nie czekając na moją odpowiedź wróciła do rozmowy. Rozmawiali o jakiś książkach więc przeniosłem swoją uwagę na Freda i jego owsiankę.
- Co ci zrobiła ta owsianka, że ją tak męczysz? - przyjaciel przewrócił tylko oczami.- No halo Fred?
- Przeżywam teraz największe rozważania swojego życia, a ty mi w tym przeszkadzasz! - spojrzał na mnie gniewnie. Ale już wiedziałem co mu chodzi po głowie.
- Między jakimi się zastanawiasz, które mają szanse po spotykać się więcej niż raz z wielkim Fredem Weasleyem ?
- Uną Devere, a Daniell Greengrass...hmmm
- Ślizgonki?! Są i może bardzo ładne, ale to wciąż ślizgonki .- spojrzałem trochę z wyrzutem na przyjaciela, mieliśmy bowiem układ. Z pannami z domu węża można było filtrować i korzystać z walorów, ale nigdy CHODZIĆ.   
- Tak w sumie wiem, ale ty byś zobaczył co one potrafią...- na jego twarzy pojawiła się widomy uśmiech.
- Ale pamiętaj o naszej umowie, a teraz słuchaj. Zrobiłeś swoją cześć planu?- starałem powiedzieć się tak, żeby nikt oprócz niego mnie nie usłyszał.
- No pewno, już dawno wszytko zrobione. O dziewiątej wieczorem jutro zaczynamy, a teraz chodzimy już na zajęcia, trzeba być do tego czasu grzecznym. - po wyjściu  minęliśmy Louisa, który zadowolony z siebie kroczył w stronę Wielkiej Sali. Już się nie mogę doczekać jutrzejszego wieczoru.
                            *****
-James obudź się- Loui szturchnął mnie w ramie.
-Co? Na razie nie dziej się nic ciekawego-blondyn przewrócił tylko oczami.
- James nie przesadzaj, myślałem, że lubisz OPCM- bo lubiłem i to bardzo. A co ja mogę na to, że przez ostatnie dni mało śpię. Tak  po za tym obrona  przed czarną  magią była jednym z tych przedmiotów, z którymi sobie świetnie radziłem byłem lepszy nawet od Fili.
-Dziś moi drodzy zajmiemy się już praktyką, ostatnio prosiłem abyście dowiedzieli się jakieś ciekawostki odnośnie zaklęcia Expecto Patronum. Tak panno Berendt. – nie było drugiej tak oczytanej dziewczyny w klasie, nawet krukonki nie mogły jej dorównać, chodź potrafiła nieźle często tym wkurzać.
-Z tego co czytałam to tym jaki kształt zwierzęcia przybierze można się dużo dowiedzieć o czarodzieju…- wszystko mówiła jak najbardziej podniosłym tonem, nadając swojej wypowiedzi jeszcze bardziej naukowy wyraz.
-Doskonale panno Berendt 5pkt dla gryfonów, tak panie Potter?- nikogo nie dziwiła moja wiedza na tym przedmiocie, bardzo się nim interesowałem.
- Do wyczarowania patronusa potrzeba bardzo dużo pozytywnej energii. Trzeba przywołać najsilniejsze pozytywne wspomnienie jakie posiadamy.
-Dokładnie, dla pana także 5pkt. A teraz niech każdy po kolei do mnie podejdzie i spróbuje wyczarować patronusa, a i kolisty ruch różdżką, tak jak ćwiczyliśmy.  Panie Potter niech pan zacznie.- podszedłem do nauczyciela. Jakie tu wybrać wspomnienie, już wiem! Pomyślałem, a z mojej różdżki wystrzelił srebrny promień, który powoli zaczął się przeobrażać. Naglę pojawił się jeleń, a klasa zaczęła klaskać.
-To nieprawdopodobne, udało się panu już za pierwszym razem. Ma pan ogromny talent...cielesny patronus kto by pomyślał, no kto by pomyślał…
- Dziękuje profesorze, ale myślę, że na pewno komuś się jeszcze dziś uda.- spojrzałem w stronę Fili, a ona tylko zadarła nos i spojrzałam na mnie z wyższością.  
                            ********
Jak na razie nikomu się nie udało powtórzyć mojego sukcesu. Teraz podeszła Fila i jej też nie wychodziło. Od razu wpadła w złość, przekonywał Princa aby pozwolił jej spróbować jeszcze raz. Nauczyciel stwierdził, że nie ma się przejmować, bo zakładał, że za pierwszym razem nikomu się nie uda, a ja jestem po prostu szczególnym przypadkiem. Ona udała się, więc nieźle wnerwiony do ławki, ale zaraz po zajęciu miejsca przybrał twarz obojętności i tylko oczy mówiły co czuje. Na koniec nauczyciel opowiedział też rożne anegdotki dotyczące patronusów. Jak stwierdził jestem bardzo podobny do dziadka z czasów młodości, dlatego przypuszcza, że mój patronus to jeleń. Opowiadał też historie  o tym, że niektórzy czarodzieje celowo nadają mu bezcielesną postać po to, by ukryć jego prawdziwą postać. Bezcielesny patronus nigdy nie zapewni jednak takiej ochrony przed czarno magicznymi stworzeniami jaką daje jego zwierzęca postać. Przytoczył historie Raczidiana, która pokazał że trzeba być godnym użycia tego zaklęcia, bo inaczej można skończyć tragicznie.  Na sam koniec kazał nam wszystkim zanotować stwierdzenie i uważnie jej przemyśleć "moc patronusa zależy od siły szczęśliwego wspomnienia, a jego wygląd jest jedynie odzwierciedleniem osobowości czarodzieja."
 •••••••
 Podczas obiadu cały czas podchodziły do mnie jakieś dziewczyny pytając czy to prawda, że mój patronus to jeleń, każda prosiła mnie abym ją też nauczył tej sztuki. W  sumie to było dość zabawne, szkoda, że nie było Freda, pewnie by skorzystał z tej okazji. Pewnie i ja kiedyś chętnie bym na to przystał, ale teraz miałem na celowniku tylko jedną dziewczynę, tą która siedziała naburmuszona na przeciwko mnie.
- Fila nie  przejmuj się na pewno zaraz ci się uda. Przecież nie musisz we wszystkim być najlepsza- Melisa próbował podnieść na duchu dziewczynę.
- Ale jak to możliwe, że Jamesowi się udało, a MI nie? - z jej twarzy nie schodziło naburmuszenie.
-  Chciałem zauważyć, że OPCM jest moim ulubionym przedmiotem i chyba jestem w niej nawet dobry...- wtrąciłem się do rozmowy z wielkim uśmiechem.
- To skoro jesteś taki świetny to oświeć mnie jak to zrobiłeś?
- Tak po prostu, mam jak widzisz do tego talent- puściłem jej oczko.
- "Tak po prostu", Mel ja mam dość, nie pozwolę, żeby jakiemuś tam chłoptasiowi z talentem wychodziło, a mi nie. Skoczę jeszcze do biblioteki poszukać o tym jakiś książek. To do później. -wstała i ruszyła w stronę wyjścia, a ja odprowadziłem ją wzrokiem.
 - Aleś ty w nią zapatrzony
- Jak ty we mnie Lousiaczku- i Melisa pocałowała Lou w policzek. Byli uroczą parą, bardzo do siebie pasowali.
-Nie, ja w nią?. Chce tylko zdobyć niezdobyte.- rzuciłem w ich kierunku mój uśmieszek - Ej, a w ogóle myślicie, że ja jej też się podobam, chodź trochę, bo chce wiedzieć na czym stoje.
- Wiesz nie potraktowała cię żadnym zaklęciem ostatnio...- odpowiedział blondyn, a Rose, która dosiadła się do nas wybuchła głośnym śmiechem.- A ty co myślisz Melisiątko moje, w końcu znacie się najdłużej. -jednak nie zdążyła udzielić odpowiedzi bo ja jej przerwałem.
-Czyli może nie będzie, aż taka trudna- na mojej twarzy pojawiła się mina zwycięscy.
-Oj nie byłabym tego taka pewna kuzynie. – Rose  sprowadziła mnie brutalnie na ziemie.- Bo to, że jutro idziecie razem nie znaczy za wiele i jak dla mnie, to wciąż traktuje cię tak samo. A akcja z OPCM tylko spowodowała, że jest bardziej niż zwykle na ciebie zła.
-Rose ona go lubi. Pamiętaj tylko, że jeśli przyjdzie ci do głowy złamać jej serce to nikt z nas jej nie będzie powstrzymywał… - nikt by nie chciał, aż tak podpaść Fili.
-Idę z nią na jedną randkę, do chodzenia jeszcze daleko. Mi tam wystarczy jak się trochę pocałujemy i nasze drogi się rozejdą. – dziewczyny zmierzy mnie lodowatym spojrzeniem.
-Jim idioto, to jest głupi pomysł, igrasz z ogniem. Melisa chodź jej lepiej poszukamy, trzeba z nią pogadać, bo widzisz co tu się dzieje.- chyba się na mnie obraziły, bo odchodząc nie powiedziały nic tylko spojrzały na mnie z wyrzutem. Teraz zauważyłem też, że nie ma już Ala i Scorpa. Zostałem sam z Louisem i Fredem, który kończył teraz wypracowanie na transmutacje.
- Też mi tak powiesz?- spojrzałem w stronę kuzyna.
-Nie, wiem jaki jesteś i jak zawsze traktujesz dziewczyny. Znam też File, więc myślę, że nie trzeba się martwić i wtrącać. – nie rozumiałem zupełnie co próbował mi przekazać. – Ciekawe czy jej patronusem będzie łania?.
- A niby czemu miała być łania?- o co mu do Merlina chodziło.
- No faktycznie Loui. – do  rozmowy wtrącił się Fred.
- Ja nadal nic nie rozumiem…
-No bo wy jesteście w sumie tak, jakby to powiedzieć…hmm….już wiem, bratnimi duszami. – nie, my podobni, nie. Nie mogłem wydusić siebie słowa, spojrzałem ze zdziwieniem na przyjaciół.
-Też tak uważam.
- Ale to ty Fred zawsze z nią więcej gadasz no i wiesz…
- No niby tak, ale przez to wiem, że my to tak nie za bardzo. Zaczęlibyśmy się jak zawsze kłócić, – ich kłótnie miały zawsze ogromny wymiar i pewne było, że ktoś na tym ucierpi. – a wiesz jak to się kończy. Wy się w sumie tylko przekomarzacie, więc wszystko przed tobą.
- Muszę zaprzeczyć, nie ma drugiej tak wkurzającej dziewczyny. A najgorsze jest to, że nie wystarczy się do niej uśmiechnąć, czy obdarzyć ją odrobiną uwagi, bo i tak rzuci w ciebie jakąś klątwą i będzie ci wygadywać.
- Tak , ale przez to jest taka wyjątkowa. Jak dla mnie to dobrze, że jako jedyna nie mięknie jak tylko coś do niej powiesz, tylko zagada sarkastycznie i najwyżej ci trochę dopieprzy. – tu mnie miał. To była rzecz przez którą polubiłem ją już pierwszego dnia, jak spotkaliśmy się w przedziale.
-  Dobra chłopaki czas się zbierać, bo profesor Flitwick będzie marudzić. – skwitował Louis, który był zawsze naszym głosem rozsądku.
- Mnie ciągle dziwi, że on jeszcze uczy. Ile on ma właściwie lat?

- Ze 150….- głośno się zaśmialiśmy i ruszyliśmy na lekcje. Wyglądały tak jak zwykle, czyli Fila cały czas się zgłasza, a dźgam różdżką Freda, który przysypia koło mnie. Do pokoju wspólnego po lekcjach wróciłem dość późno, bo musiałem pozałatwiać to i owo na jutro. Kiedy wszedłem nikogo już nie było, więc nie tracąc czasu poszedłem do swojego pokoju. Chłopaki już dawno mocno spali. O Merlinie jak Louis głośno chrapie, czasem dziwi się, że w ogóle możemy przy czymś takim spać, ale cóż zawsze mogło być gorzej…

środa, 1 lutego 2017

         Rozdział 4


Przed salą zaczepił mnie Nott. Za chwile mój ulubiony dzień miał stać się koszmarem.
-Słuchaj możemy pogadać?- po jego minie widać było, że mu bardzo na tym zależy.
-Tak pewnie, mamy jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia lekcji.- chyba wiem co zaraz usłyszę….
-Bo chciałem usłyszeć to od ciebie, czy ty zaczęłaś chodzić Jamesem Potterem? – dobra tego się nie spodziewałam. Czułam jak coś zaczyna we mnie bulgotać.
-Co ja i James, nie, a skąd takie przypuszczenia?
- Bo podeszła dziś do mnie Alicja Foster była dziewczyna Jamesa i powiedziała mi, że on zerwał z nią przez ciebie, a co więcej umówił się z tobą. To jak? Tylko proszę nie wkręcaj mi, że ona kłamała. – jego głos był pełen jadu.
-To prawda idę z nim na randkę, ale to przez podstęp, a nie z własnej chęci…- próbowałam bezradnie się wytłumaczyć.
-Tak jak ze mną? – zaczął po woli podnosić głos.
-Nie, to nie tak.- jestem raczej kiepska w tłumaczeniu.- Bo ja naprawdę cię lubię, może nie jak chłopaka, ale moglibyśmy zostać przyjaciółmi.
-Oszczędź sobie! Wiem o wszystkim, zawsze myślałem, że jesteś inna, a ty jesteś po prostu szlamowatą dziwką! Która puszcza się z brudnym Weasleyem, a teraz jeszcze z Potterem!- o nie, ma prawo być złym, ale nie będzie mnie tak nazywać!
-Wiesz co Nott….- czułam jak rodzi się we mnie to uczucie. Zaraz stracę kontrole…- skoro uważasz mnie za taką, to też tak się zachowam!- już miałam rzucić na niego zaklęcie, ale ktoś złapał mnie za rękę. Był Louis, a za nim stała Mel, po jej twarzy przebiegł cień strachu. To, że blondyn zabrał mi różdżkę nie spowodowało, że stałam się całkiem bezbronna. Kiedy Nott chciał rzucić w moim kierunku jakieś wstrętne wyzwisko, jego twarz nagle zaczęła puchnąć i przybierać śliwkowy odcień. Prawie wszyscy wołku wybuchli gromkim śmiechem, który trwał do pojawienia się Slughorna, kazał on zaprowadzić go Zambiniemu do skrzydła szpitalnego. Kiedy weszliśmy do klasy dostałam swoją różdżkę.
    ***
Lekcja przebiegła prawie tak jak zawsze. Slughorn po usłyszeniu od Mel, że źle spałam, traktował mnie bardzo obojętnie. W sumie nawet nie wiem co za bardzo robiliśmy, nie mogłam na niczym skupić myśli. Miałam ochotę jednocześnie coś zniszczyć i się rozpłakać, wszystko udawało mi się jednak póki co zdusić pod maską obojętności i zmęczenia.
Po eliksirach ruszyłam w stronę sali do transmutacji, nie miałam ochoty już z nikim dziś rozmawiać, więc wszyłam pierwsza. Na mojego pecha wpadłam na Scorpiusa…
- Gdzie ty się tak spieszysz, spokojnie na pewno zdążysz na lekcje
-Tak, może masz racje, a teraz przepraszam muszę iść- już miałam odejść, ale Scorp zaszedł mi drogę. Wiedział, że coś jest nie tak. Pewnie i tak by się zaraz dowiedział, w końcu ściany mają uszy.
-To przez Notta, dowiedział się o wszystkim i nazwał mnie….-czułam jak łzy napływają mi do oczu-… szlamowatą dziwką.- nie mogłam powstrzymać łez napływających mi do oczu.
-Cooo??? Przegiął, ale ostrzegaliśmy cię z Albusem, ale teraz nie ważne…ciii…- objął  mnie  i przycisnął do siebie. W tej chwili tego potrzebowałam, żadnych uwag. Chodź nie wiem czemu, ale myślę, że Nott miał racje, ta myśl mnie dobijała.
- A co jeśli on ma racje?
- Nie ma, nie powinien cię tak nazywać, to świadczy tylko o jego głupocie. A teraz chodź odprowadzę cię pod klasę.
- Nie, pójdę sama, dziękuje ci za wszystko- przytuliłam go na pożegnanie i ruszyłam dalej. Kiedy dotarłam już pod salę to nie było już widać, że płakałam. Postanowiłam nie rozmawiać o tym z nikim, chodź wiedziałam, że w dormitorium czeka na mnie wściekła Foster, a moi przyjaciele też pewnie zaraz się dowiedzą. Postanowiłam więc odpuścić sobie resztę lekcji i do nocy spacerować po dworze, aby poukładać wszystkie myśli.
    ****
Pech chciał, że kiedy robiło się już szaro, a ja spacerowałam sobie spokojnie po skrajach Zakazanego Lasu natknęłam się na Hagria ( naszego gajowego i niezwykle sympatycznego człowieka). Żeby był on sam, nie był on Jamesem, który to dziś odrabiał swoją karę, za podłożenie Filchowi łajno-bomby   w jego kantorku. Nie wiem jak ale oberwało się za to tylko jemu, a Freda nawet nie podejrzewali. Po prostu super..
-O cholibka, Hanna?! A co ty dziecko tu robisz o tej porze?- twarz Hagrida przybrała zmartwiony wyraz twarzy.
-Po prostu chodziłam i straciłam rachubę czasu.- w tym momencie to była najlepsza odpowiedź jaka przyszła mi do głowy. Już chciałam pójść w stronę zamku, kiedy ktoś złapał mnie za rękę. Tym kimś był oczywiście „sir doskonały”.  
-Ej, kogo ty chcesz oszukać, dobrze wiem, że nie wrócisz grzecznie do łóżeczka.- posłał mi jeden ze swoich uśmieszków.
-Nie twój interes- wycedziłam przez zęby.
-Spokojnie dzieciaki. James ma jednak racje. Lepiej już będzie jak pójdziesz z nami.
-A czego w ogóle szukacie?
-Sprawdzamy czy Centaury nie zrobiły się znów nerwowe.- wyjaśniał spokojnie olbrzym.
-A wiedz lepiej trzymaj się blisko mnie, w końcu będę musiał cię jak coś bronić…- powiedział to z takim samo zachwytem, że aż miałam ochotę zwymiotować.
-Tak na pewno Potter. Tylko, żebym to później ja nie ratowała twojej „wspaniałej” osoby.-zręcznie mu odpowiedziałam i ruszyłam za Hagridem, pozostawiając skołowanego chłopaka w tyle. Błądziliśmy przez jakiś czas po lesie, po czym nagle miałam wrażenie, że coś się do nas zbliża. Miałam racje, jak się okazało otoczyły nas stworzenia: pół człowiek, pół koń. Trochę się wystraszyłam, bo nie wyglądały zbyt przyjaźnie, dlatego odruchowo chwyciłam za różdżkę. Nagle jeden z nich wystąpił i zaczął rozmowę z gajowym, który wyraźnie czekał, aż centaur zacznie rozmowę.
-Witaj Hagridzie i ty Jamesie Syriuszu Potterze oraz ty Hanno Filomeno Berendt.- skąd on znał moje imię. Czytałam gdzieś, że centaury umieją odczytać przyszłość z gwiazd, ale nie przypuszczałam, że aż tak…
-Firenzo, jak pewnie wiesz już przyszedłem sprawdzić jak się ma sytuacja.- na twarzy olbrzyma pojawił się wielki serdeczny uśmiech.
-Jak na razie dobrze. Mamy teraz bardzo mądrą minister magii, która nie zapomina o nas, tak jak to bywało wcześniej…
-To dobrze. Dostałem jednak sowę od Hermiony, znaczy się minister magii, więc się upewniam.
- Słuchaj mnie Hanno. Ludzie gadali i będą gadać, zwłaszcza jak coś czego pragną jest poza ich zasięgiem. Dlatego nie ma co się przejmować jego słowami, pamiętaj jesteś bardzo niezwykła, jeszcze nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo.- trochę mnie to przerażało. Jednak dziwniejszy był fakt, że zapomniałam zupełnie o dzisiejszym zajściu i było mi ono obojętne. Lecz czułam zaniepokojenie nowymi informacjami.
-Jjaaa, nie do końca rozumiem ja wyjątkowa?- James złapał mnie w tym momencie za rękę, a nie pokój jaki odczuwałam automatycznie zniknął. Jednak nie trwaliśmy tak długo, bo szybko wyrwała mu ją wyrwałam z uścisku.
-Tak, wszystko w swoim czasie.-to było dziwne i to bardzo.- A ty Jamesie jesteś odzwierciedleniem swoich imienników. Chodź udajesz zimnego i obojętnego dla swojego brata, to strasznie ci na nim zależy, to piękne jak po kryjomu o niego dasz….-na mojej i Hagrida twarzy pojawiło się mocne zdziwienie i zaskoczenie. Jim zaś spuścił tylko wzrok.- Teraz odejdzie już. Mimo że czarna magia odeszła, tu wciąż czai się niebezpieczeństwo. Niezbadane są wciąż ścieżki tego lasu…- wszystkie centaury zniknęły, a my udaliśmy się w drogę powrotna. Szłam z tyłu myśląc o słowach, które powiedział Firenzo, na myśl mi przyszła jakaś praca w ministerstwie, ale nie…. chodź może. Kiedy znaleźliśmy się w dormitorium oboje jakby czytając sobie w myślach zajęliśmy miejsca na kanpie.
- Słuchaj Fila ja tak myślałem o tym co powiedział Firenzo i uważam, że ma racje.- mówił bardzo niepewnie, bardzo rzadko mu się to zdarzało.
- W sumie to już mi też przeszło i proszę nie poruszajmy tego tematu.- przytaknął i głową po czym wstał. Przed wejściem do dormitorium odwrócił się i rzucił w moim kierunku dobranoc, na co tak samo odpowiedziałam i zniknął za drzwiami. Ja też zaraz poszłam do swojego pokoju. Kiedy weszłam dziewczyny już mocno spały więc bezszelestnie wsunęłam się pod kołdrę i zasnęłam.
     ****
Nazajutrz obudził mnie jakiś ciężar spadający mi na nogi. Jak się okazało tym ciężarem była Rose i Mel. Czułam, że czekała mnie jeszcze jedna rozmowa…
-O której wróciłaś?- Rose prawie piszczała to mówiąc.
-O odpowiedniej porze, a gdzie Alicja?- nie było jej, a myślałam, że zaraz usłyszę z jej strony jakieś wyrzuty.
-Była zła na ciebie i przeniosła się do pokoju Juli i Lisy, w sumie to nawet lepiej. –powiedziała Melisa, a ja poczułam straszną ulgę.
-A wracając do  tematu to Scorp mi opowiedział wszystko, przepraszam ….-Rose zrobiła najsłodszą minę jaką potrafiła.
-Ja też przeprasza, słaba ze mnie siostra, ale musiałam wtedy zareagować z Louim.
-Wiem, dziękuje ci za to i nie jestem na was zła.- na twarzach przyjaciółek pojawiło się zdziwienie.- Wczorajszy spacer mi pomógł i spotkałam Jamesa. Byliśmy z Hagridem w Zakazanym Lesie.
-Że co???- wykrzyknęły obie.
-No on odrabiał karę, a ja się na nich natknęłam, więc musiałam z nimi pójść. Było dość ciekawie. James też nie jest taki zły, jest nawet fajny.– z twarz moich przyjaciółek nie schodziło zdziwienie.
-Dobra ja już muszę lecieć, ale pogadamy o tym później, mam do ciebie jeszcze parę pytań!- Rose wyszła zostawiając mnie z Mel. Miałyśmy dziś na później.
-Ale ja nie wierzę, ty i James…
-Nic między nami nie ma. Po prostu był tam i ja tam tyłam i tyle. Dobrze wiesz, że tylko raz się zakochałam i już nigdy więcej, a James to mój przyjaciel- powiedziałam to z jak największą powagą.
-A jeszcze nie dawno nie nazwałbyś go przyjacielem…  wiesz co mi ostatnio mój Misiek powiedział…
-Nie nazywaj go tak przy mnie proszę, a co powiedział?
-James poprosił go aby ten dowiedział się jak najwięcej o TOBIE od mnie. – i ten uśmiech na twarzy Mel.
-Ale po co? Przecież on może mieć każdą…
- Kicia skarbie ty mu się podobasz i to od dłuższego czasu. Z tego co się dowiedziała to zaczęło się od zeszłego roku od tej pamiętnej imprezy. Po niej nawet pokłócił się z Fredem, miał mu za złe, że cię tak potraktował. No i to on pomógł cię wtedy nam ogarnąć.- czy ja na pewno dobrze słyszę…
-Jjaaa nie wiem co powiedzieć… z resztą nie ważne, to nie może być prawda. My się tylko przyjaźnimy.- czułam takie dziwne uczucie w żołądku, czyżby zapowiadało się, że będę chora.

-Z tego co wiem ta impreza jest zorganizowana dla ciebie i….z resztą zobaczysz co zrobił twój „ tylko przyjaciel”. A teraz chodźmy na śniadanie, wiesz, że nie lubię jeść ostatnia.- Ubrałam się szybko i obie ruszyłyśmy na śniadanie.

        ******


Wszystkie błędy porwie w najbliższym czasie. Już kończę bohaterów, więc wkrótce się pojawią. Mam nadzieje, że rozdział się spodoba. Czekam na komentarze.