czwartek, 9 lutego 2017

Rozdział 5
Obudziłem, się bardzo wcześnie. Musiałem dziś jeszcze pozałatwiać parę spraw dotyczących jutrzejszej imprezy. Reszta moich towarzyszy jeszcze smacznie spała, nawet nie zauważali jak wyszedłem z pokoju. Pobiegałam trochę w koło jeziora, taka czynność zawsze pomagała mi dobrze skupić myśli. Zastanawiałem się w sumie od kiedy postawiłem sobie File jako kolejną dziewczynę do zdobycia, tylko że ona nie była jak one i to był mój główny problem. Bardzo różniła się od innych dziewczyn, była sarkastyczna i nie była za grzeczną dziewczynką. To ona pierwszy raz poczęstowała mnie papierosami, które później mi kupowała jak była w domu. Jako jedyna nie miała też zbytnich oporów aby uczestniczyć w naszych niesamowitych przedsięwzięciach, przez co nie mogła zostać prefektem, bo za często pakowała się w kłopoty. Była dość zamknięta w sobie, nigdy nie mówiła o swoich problemach, wiem, że miała ich dużo, bo zdradzały ją zawsze oczy. Jej piękne zielone oczy są drzwiami do niej samej... a może mi naprawdę obiło na jej punkcie jak twierdzi Loui. W końcu ona jest naprawdę niesamowita...
       ****
Kiedy wróciłem do pokoju Louisa już nie było, a Fred dopiero wstał i zaczął się ubierać.
-Ale ci odbiło na jej punkcie- na jego twarzy pojawił się przyjacielski uśmiech.- nigdy jeszcze taki nie byłeś.
-Przesadzasz, wystarczy, że już tak Louis uważa. A po za tym dobrze wiesz, że ona jest inna, nie przypina żadnej z tych rozhisteryzowanych panienek.  
-No muszę ci przyznać racje, zna się na rzeczy…- w tym momencie czułem jak podnosi mi się ciśnienie, nie nawiedziłem kiedy Weasley wspominał o ich wcześniejszej relacji, bo zawsze to jeszcze nadto koloryzował.
-Zamknij się lepiej!!!
-Dobra, spokojnie. Nie będę już nigdy tego wspominał. Chodź jednego jestem ciekaw..
-Niby czego?!
-A mianowicie, czy ona jakby miała wybrać miedzy nami, to którego by wybrała. W końcu to we mnie wcześniej była zakochan…- przerwałem mu.
-Ale jak sam zauważyłeś to było wcześniej, zanim ją tak potraktowałeś. Ale z resztą dała ci wtedy za to niezłą nauczkę.- nigdy nie zapomnę wtedy Freda, rzuciła na niego jakiś urok. Przez który całe wakacje musiał spędzić zamknięty w domu, bo ciocia myślał, że złapał mugolską ospę.
- Koniec, najważniejsze, że mi wybaczyła. A teraz wybacz, ale idę na śniadanie, bo źle funkcjonuje na głodnego.- Fred wyszedł, a ja przebrałem się i zbiegłem na śniadanie. Praktycznie wszyscy już byli, brakowało tylko Louisa, który pewnie kończy jakieś zadanie domowe, zanim jego dziewczyna dowie się, że znów zapomniał i Rose, która mu pomagała. Dosiedli się do nas nawet Albus i Scorpius, którzy zawzięcie dyskutowali o czymś z Melisą i Filą.  Usiadłem naprzeciwko ich patrząc na niesamowitą gestykulacje Hanny, może troszeczkę przy tym odpłynąłem.
-James mam coś na twarzy, że się tak na mnie patrzysz?-jej słowa przywróciły mnie do rzeczywistości.
-Nie, po prostu zapatrzyłem się w twoje zielone ślepia.- przewróciła oczami.
- Uważaj tylko żeby te ślepia nie potraktowały cię jak bazyliszek.- po czym nie czekając na moją odpowiedź wróciła do rozmowy. Rozmawiali o jakiś książkach więc przeniosłem swoją uwagę na Freda i jego owsiankę.
- Co ci zrobiła ta owsianka, że ją tak męczysz? - przyjaciel przewrócił tylko oczami.- No halo Fred?
- Przeżywam teraz największe rozważania swojego życia, a ty mi w tym przeszkadzasz! - spojrzał na mnie gniewnie. Ale już wiedziałem co mu chodzi po głowie.
- Między jakimi się zastanawiasz, które mają szanse po spotykać się więcej niż raz z wielkim Fredem Weasleyem ?
- Uną Devere, a Daniell Greengrass...hmmm
- Ślizgonki?! Są i może bardzo ładne, ale to wciąż ślizgonki .- spojrzałem trochę z wyrzutem na przyjaciela, mieliśmy bowiem układ. Z pannami z domu węża można było filtrować i korzystać z walorów, ale nigdy CHODZIĆ.   
- Tak w sumie wiem, ale ty byś zobaczył co one potrafią...- na jego twarzy pojawiła się widomy uśmiech.
- Ale pamiętaj o naszej umowie, a teraz słuchaj. Zrobiłeś swoją cześć planu?- starałem powiedzieć się tak, żeby nikt oprócz niego mnie nie usłyszał.
- No pewno, już dawno wszytko zrobione. O dziewiątej wieczorem jutro zaczynamy, a teraz chodzimy już na zajęcia, trzeba być do tego czasu grzecznym. - po wyjściu  minęliśmy Louisa, który zadowolony z siebie kroczył w stronę Wielkiej Sali. Już się nie mogę doczekać jutrzejszego wieczoru.
                            *****
-James obudź się- Loui szturchnął mnie w ramie.
-Co? Na razie nie dziej się nic ciekawego-blondyn przewrócił tylko oczami.
- James nie przesadzaj, myślałem, że lubisz OPCM- bo lubiłem i to bardzo. A co ja mogę na to, że przez ostatnie dni mało śpię. Tak  po za tym obrona  przed czarną  magią była jednym z tych przedmiotów, z którymi sobie świetnie radziłem byłem lepszy nawet od Fili.
-Dziś moi drodzy zajmiemy się już praktyką, ostatnio prosiłem abyście dowiedzieli się jakieś ciekawostki odnośnie zaklęcia Expecto Patronum. Tak panno Berendt. – nie było drugiej tak oczytanej dziewczyny w klasie, nawet krukonki nie mogły jej dorównać, chodź potrafiła nieźle często tym wkurzać.
-Z tego co czytałam to tym jaki kształt zwierzęcia przybierze można się dużo dowiedzieć o czarodzieju…- wszystko mówiła jak najbardziej podniosłym tonem, nadając swojej wypowiedzi jeszcze bardziej naukowy wyraz.
-Doskonale panno Berendt 5pkt dla gryfonów, tak panie Potter?- nikogo nie dziwiła moja wiedza na tym przedmiocie, bardzo się nim interesowałem.
- Do wyczarowania patronusa potrzeba bardzo dużo pozytywnej energii. Trzeba przywołać najsilniejsze pozytywne wspomnienie jakie posiadamy.
-Dokładnie, dla pana także 5pkt. A teraz niech każdy po kolei do mnie podejdzie i spróbuje wyczarować patronusa, a i kolisty ruch różdżką, tak jak ćwiczyliśmy.  Panie Potter niech pan zacznie.- podszedłem do nauczyciela. Jakie tu wybrać wspomnienie, już wiem! Pomyślałem, a z mojej różdżki wystrzelił srebrny promień, który powoli zaczął się przeobrażać. Naglę pojawił się jeleń, a klasa zaczęła klaskać.
-To nieprawdopodobne, udało się panu już za pierwszym razem. Ma pan ogromny talent...cielesny patronus kto by pomyślał, no kto by pomyślał…
- Dziękuje profesorze, ale myślę, że na pewno komuś się jeszcze dziś uda.- spojrzałem w stronę Fili, a ona tylko zadarła nos i spojrzałam na mnie z wyższością.  
                            ********
Jak na razie nikomu się nie udało powtórzyć mojego sukcesu. Teraz podeszła Fila i jej też nie wychodziło. Od razu wpadła w złość, przekonywał Princa aby pozwolił jej spróbować jeszcze raz. Nauczyciel stwierdził, że nie ma się przejmować, bo zakładał, że za pierwszym razem nikomu się nie uda, a ja jestem po prostu szczególnym przypadkiem. Ona udała się, więc nieźle wnerwiony do ławki, ale zaraz po zajęciu miejsca przybrał twarz obojętności i tylko oczy mówiły co czuje. Na koniec nauczyciel opowiedział też rożne anegdotki dotyczące patronusów. Jak stwierdził jestem bardzo podobny do dziadka z czasów młodości, dlatego przypuszcza, że mój patronus to jeleń. Opowiadał też historie  o tym, że niektórzy czarodzieje celowo nadają mu bezcielesną postać po to, by ukryć jego prawdziwą postać. Bezcielesny patronus nigdy nie zapewni jednak takiej ochrony przed czarno magicznymi stworzeniami jaką daje jego zwierzęca postać. Przytoczył historie Raczidiana, która pokazał że trzeba być godnym użycia tego zaklęcia, bo inaczej można skończyć tragicznie.  Na sam koniec kazał nam wszystkim zanotować stwierdzenie i uważnie jej przemyśleć "moc patronusa zależy od siły szczęśliwego wspomnienia, a jego wygląd jest jedynie odzwierciedleniem osobowości czarodzieja."
 •••••••
 Podczas obiadu cały czas podchodziły do mnie jakieś dziewczyny pytając czy to prawda, że mój patronus to jeleń, każda prosiła mnie abym ją też nauczył tej sztuki. W  sumie to było dość zabawne, szkoda, że nie było Freda, pewnie by skorzystał z tej okazji. Pewnie i ja kiedyś chętnie bym na to przystał, ale teraz miałem na celowniku tylko jedną dziewczynę, tą która siedziała naburmuszona na przeciwko mnie.
- Fila nie  przejmuj się na pewno zaraz ci się uda. Przecież nie musisz we wszystkim być najlepsza- Melisa próbował podnieść na duchu dziewczynę.
- Ale jak to możliwe, że Jamesowi się udało, a MI nie? - z jej twarzy nie schodziło naburmuszenie.
-  Chciałem zauważyć, że OPCM jest moim ulubionym przedmiotem i chyba jestem w niej nawet dobry...- wtrąciłem się do rozmowy z wielkim uśmiechem.
- To skoro jesteś taki świetny to oświeć mnie jak to zrobiłeś?
- Tak po prostu, mam jak widzisz do tego talent- puściłem jej oczko.
- "Tak po prostu", Mel ja mam dość, nie pozwolę, żeby jakiemuś tam chłoptasiowi z talentem wychodziło, a mi nie. Skoczę jeszcze do biblioteki poszukać o tym jakiś książek. To do później. -wstała i ruszyła w stronę wyjścia, a ja odprowadziłem ją wzrokiem.
 - Aleś ty w nią zapatrzony
- Jak ty we mnie Lousiaczku- i Melisa pocałowała Lou w policzek. Byli uroczą parą, bardzo do siebie pasowali.
-Nie, ja w nią?. Chce tylko zdobyć niezdobyte.- rzuciłem w ich kierunku mój uśmieszek - Ej, a w ogóle myślicie, że ja jej też się podobam, chodź trochę, bo chce wiedzieć na czym stoje.
- Wiesz nie potraktowała cię żadnym zaklęciem ostatnio...- odpowiedział blondyn, a Rose, która dosiadła się do nas wybuchła głośnym śmiechem.- A ty co myślisz Melisiątko moje, w końcu znacie się najdłużej. -jednak nie zdążyła udzielić odpowiedzi bo ja jej przerwałem.
-Czyli może nie będzie, aż taka trudna- na mojej twarzy pojawiła się mina zwycięscy.
-Oj nie byłabym tego taka pewna kuzynie. – Rose  sprowadziła mnie brutalnie na ziemie.- Bo to, że jutro idziecie razem nie znaczy za wiele i jak dla mnie, to wciąż traktuje cię tak samo. A akcja z OPCM tylko spowodowała, że jest bardziej niż zwykle na ciebie zła.
-Rose ona go lubi. Pamiętaj tylko, że jeśli przyjdzie ci do głowy złamać jej serce to nikt z nas jej nie będzie powstrzymywał… - nikt by nie chciał, aż tak podpaść Fili.
-Idę z nią na jedną randkę, do chodzenia jeszcze daleko. Mi tam wystarczy jak się trochę pocałujemy i nasze drogi się rozejdą. – dziewczyny zmierzy mnie lodowatym spojrzeniem.
-Jim idioto, to jest głupi pomysł, igrasz z ogniem. Melisa chodź jej lepiej poszukamy, trzeba z nią pogadać, bo widzisz co tu się dzieje.- chyba się na mnie obraziły, bo odchodząc nie powiedziały nic tylko spojrzały na mnie z wyrzutem. Teraz zauważyłem też, że nie ma już Ala i Scorpa. Zostałem sam z Louisem i Fredem, który kończył teraz wypracowanie na transmutacje.
- Też mi tak powiesz?- spojrzałem w stronę kuzyna.
-Nie, wiem jaki jesteś i jak zawsze traktujesz dziewczyny. Znam też File, więc myślę, że nie trzeba się martwić i wtrącać. – nie rozumiałem zupełnie co próbował mi przekazać. – Ciekawe czy jej patronusem będzie łania?.
- A niby czemu miała być łania?- o co mu do Merlina chodziło.
- No faktycznie Loui. – do  rozmowy wtrącił się Fred.
- Ja nadal nic nie rozumiem…
-No bo wy jesteście w sumie tak, jakby to powiedzieć…hmm….już wiem, bratnimi duszami. – nie, my podobni, nie. Nie mogłem wydusić siebie słowa, spojrzałem ze zdziwieniem na przyjaciół.
-Też tak uważam.
- Ale to ty Fred zawsze z nią więcej gadasz no i wiesz…
- No niby tak, ale przez to wiem, że my to tak nie za bardzo. Zaczęlibyśmy się jak zawsze kłócić, – ich kłótnie miały zawsze ogromny wymiar i pewne było, że ktoś na tym ucierpi. – a wiesz jak to się kończy. Wy się w sumie tylko przekomarzacie, więc wszystko przed tobą.
- Muszę zaprzeczyć, nie ma drugiej tak wkurzającej dziewczyny. A najgorsze jest to, że nie wystarczy się do niej uśmiechnąć, czy obdarzyć ją odrobiną uwagi, bo i tak rzuci w ciebie jakąś klątwą i będzie ci wygadywać.
- Tak , ale przez to jest taka wyjątkowa. Jak dla mnie to dobrze, że jako jedyna nie mięknie jak tylko coś do niej powiesz, tylko zagada sarkastycznie i najwyżej ci trochę dopieprzy. – tu mnie miał. To była rzecz przez którą polubiłem ją już pierwszego dnia, jak spotkaliśmy się w przedziale.
-  Dobra chłopaki czas się zbierać, bo profesor Flitwick będzie marudzić. – skwitował Louis, który był zawsze naszym głosem rozsądku.
- Mnie ciągle dziwi, że on jeszcze uczy. Ile on ma właściwie lat?

- Ze 150….- głośno się zaśmialiśmy i ruszyliśmy na lekcje. Wyglądały tak jak zwykle, czyli Fila cały czas się zgłasza, a dźgam różdżką Freda, który przysypia koło mnie. Do pokoju wspólnego po lekcjach wróciłem dość późno, bo musiałem pozałatwiać to i owo na jutro. Kiedy wszedłem nikogo już nie było, więc nie tracąc czasu poszedłem do swojego pokoju. Chłopaki już dawno mocno spali. O Merlinie jak Louis głośno chrapie, czasem dziwi się, że w ogóle możemy przy czymś takim spać, ale cóż zawsze mogło być gorzej…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz