czwartek, 9 lutego 2017

Rozdział 5
Obudziłem, się bardzo wcześnie. Musiałem dziś jeszcze pozałatwiać parę spraw dotyczących jutrzejszej imprezy. Reszta moich towarzyszy jeszcze smacznie spała, nawet nie zauważali jak wyszedłem z pokoju. Pobiegałam trochę w koło jeziora, taka czynność zawsze pomagała mi dobrze skupić myśli. Zastanawiałem się w sumie od kiedy postawiłem sobie File jako kolejną dziewczynę do zdobycia, tylko że ona nie była jak one i to był mój główny problem. Bardzo różniła się od innych dziewczyn, była sarkastyczna i nie była za grzeczną dziewczynką. To ona pierwszy raz poczęstowała mnie papierosami, które później mi kupowała jak była w domu. Jako jedyna nie miała też zbytnich oporów aby uczestniczyć w naszych niesamowitych przedsięwzięciach, przez co nie mogła zostać prefektem, bo za często pakowała się w kłopoty. Była dość zamknięta w sobie, nigdy nie mówiła o swoich problemach, wiem, że miała ich dużo, bo zdradzały ją zawsze oczy. Jej piękne zielone oczy są drzwiami do niej samej... a może mi naprawdę obiło na jej punkcie jak twierdzi Loui. W końcu ona jest naprawdę niesamowita...
       ****
Kiedy wróciłem do pokoju Louisa już nie było, a Fred dopiero wstał i zaczął się ubierać.
-Ale ci odbiło na jej punkcie- na jego twarzy pojawił się przyjacielski uśmiech.- nigdy jeszcze taki nie byłeś.
-Przesadzasz, wystarczy, że już tak Louis uważa. A po za tym dobrze wiesz, że ona jest inna, nie przypina żadnej z tych rozhisteryzowanych panienek.  
-No muszę ci przyznać racje, zna się na rzeczy…- w tym momencie czułem jak podnosi mi się ciśnienie, nie nawiedziłem kiedy Weasley wspominał o ich wcześniejszej relacji, bo zawsze to jeszcze nadto koloryzował.
-Zamknij się lepiej!!!
-Dobra, spokojnie. Nie będę już nigdy tego wspominał. Chodź jednego jestem ciekaw..
-Niby czego?!
-A mianowicie, czy ona jakby miała wybrać miedzy nami, to którego by wybrała. W końcu to we mnie wcześniej była zakochan…- przerwałem mu.
-Ale jak sam zauważyłeś to było wcześniej, zanim ją tak potraktowałeś. Ale z resztą dała ci wtedy za to niezłą nauczkę.- nigdy nie zapomnę wtedy Freda, rzuciła na niego jakiś urok. Przez który całe wakacje musiał spędzić zamknięty w domu, bo ciocia myślał, że złapał mugolską ospę.
- Koniec, najważniejsze, że mi wybaczyła. A teraz wybacz, ale idę na śniadanie, bo źle funkcjonuje na głodnego.- Fred wyszedł, a ja przebrałem się i zbiegłem na śniadanie. Praktycznie wszyscy już byli, brakowało tylko Louisa, który pewnie kończy jakieś zadanie domowe, zanim jego dziewczyna dowie się, że znów zapomniał i Rose, która mu pomagała. Dosiedli się do nas nawet Albus i Scorpius, którzy zawzięcie dyskutowali o czymś z Melisą i Filą.  Usiadłem naprzeciwko ich patrząc na niesamowitą gestykulacje Hanny, może troszeczkę przy tym odpłynąłem.
-James mam coś na twarzy, że się tak na mnie patrzysz?-jej słowa przywróciły mnie do rzeczywistości.
-Nie, po prostu zapatrzyłem się w twoje zielone ślepia.- przewróciła oczami.
- Uważaj tylko żeby te ślepia nie potraktowały cię jak bazyliszek.- po czym nie czekając na moją odpowiedź wróciła do rozmowy. Rozmawiali o jakiś książkach więc przeniosłem swoją uwagę na Freda i jego owsiankę.
- Co ci zrobiła ta owsianka, że ją tak męczysz? - przyjaciel przewrócił tylko oczami.- No halo Fred?
- Przeżywam teraz największe rozważania swojego życia, a ty mi w tym przeszkadzasz! - spojrzał na mnie gniewnie. Ale już wiedziałem co mu chodzi po głowie.
- Między jakimi się zastanawiasz, które mają szanse po spotykać się więcej niż raz z wielkim Fredem Weasleyem ?
- Uną Devere, a Daniell Greengrass...hmmm
- Ślizgonki?! Są i może bardzo ładne, ale to wciąż ślizgonki .- spojrzałem trochę z wyrzutem na przyjaciela, mieliśmy bowiem układ. Z pannami z domu węża można było filtrować i korzystać z walorów, ale nigdy CHODZIĆ.   
- Tak w sumie wiem, ale ty byś zobaczył co one potrafią...- na jego twarzy pojawiła się widomy uśmiech.
- Ale pamiętaj o naszej umowie, a teraz słuchaj. Zrobiłeś swoją cześć planu?- starałem powiedzieć się tak, żeby nikt oprócz niego mnie nie usłyszał.
- No pewno, już dawno wszytko zrobione. O dziewiątej wieczorem jutro zaczynamy, a teraz chodzimy już na zajęcia, trzeba być do tego czasu grzecznym. - po wyjściu  minęliśmy Louisa, który zadowolony z siebie kroczył w stronę Wielkiej Sali. Już się nie mogę doczekać jutrzejszego wieczoru.
                            *****
-James obudź się- Loui szturchnął mnie w ramie.
-Co? Na razie nie dziej się nic ciekawego-blondyn przewrócił tylko oczami.
- James nie przesadzaj, myślałem, że lubisz OPCM- bo lubiłem i to bardzo. A co ja mogę na to, że przez ostatnie dni mało śpię. Tak  po za tym obrona  przed czarną  magią była jednym z tych przedmiotów, z którymi sobie świetnie radziłem byłem lepszy nawet od Fili.
-Dziś moi drodzy zajmiemy się już praktyką, ostatnio prosiłem abyście dowiedzieli się jakieś ciekawostki odnośnie zaklęcia Expecto Patronum. Tak panno Berendt. – nie było drugiej tak oczytanej dziewczyny w klasie, nawet krukonki nie mogły jej dorównać, chodź potrafiła nieźle często tym wkurzać.
-Z tego co czytałam to tym jaki kształt zwierzęcia przybierze można się dużo dowiedzieć o czarodzieju…- wszystko mówiła jak najbardziej podniosłym tonem, nadając swojej wypowiedzi jeszcze bardziej naukowy wyraz.
-Doskonale panno Berendt 5pkt dla gryfonów, tak panie Potter?- nikogo nie dziwiła moja wiedza na tym przedmiocie, bardzo się nim interesowałem.
- Do wyczarowania patronusa potrzeba bardzo dużo pozytywnej energii. Trzeba przywołać najsilniejsze pozytywne wspomnienie jakie posiadamy.
-Dokładnie, dla pana także 5pkt. A teraz niech każdy po kolei do mnie podejdzie i spróbuje wyczarować patronusa, a i kolisty ruch różdżką, tak jak ćwiczyliśmy.  Panie Potter niech pan zacznie.- podszedłem do nauczyciela. Jakie tu wybrać wspomnienie, już wiem! Pomyślałem, a z mojej różdżki wystrzelił srebrny promień, który powoli zaczął się przeobrażać. Naglę pojawił się jeleń, a klasa zaczęła klaskać.
-To nieprawdopodobne, udało się panu już za pierwszym razem. Ma pan ogromny talent...cielesny patronus kto by pomyślał, no kto by pomyślał…
- Dziękuje profesorze, ale myślę, że na pewno komuś się jeszcze dziś uda.- spojrzałem w stronę Fili, a ona tylko zadarła nos i spojrzałam na mnie z wyższością.  
                            ********
Jak na razie nikomu się nie udało powtórzyć mojego sukcesu. Teraz podeszła Fila i jej też nie wychodziło. Od razu wpadła w złość, przekonywał Princa aby pozwolił jej spróbować jeszcze raz. Nauczyciel stwierdził, że nie ma się przejmować, bo zakładał, że za pierwszym razem nikomu się nie uda, a ja jestem po prostu szczególnym przypadkiem. Ona udała się, więc nieźle wnerwiony do ławki, ale zaraz po zajęciu miejsca przybrał twarz obojętności i tylko oczy mówiły co czuje. Na koniec nauczyciel opowiedział też rożne anegdotki dotyczące patronusów. Jak stwierdził jestem bardzo podobny do dziadka z czasów młodości, dlatego przypuszcza, że mój patronus to jeleń. Opowiadał też historie  o tym, że niektórzy czarodzieje celowo nadają mu bezcielesną postać po to, by ukryć jego prawdziwą postać. Bezcielesny patronus nigdy nie zapewni jednak takiej ochrony przed czarno magicznymi stworzeniami jaką daje jego zwierzęca postać. Przytoczył historie Raczidiana, która pokazał że trzeba być godnym użycia tego zaklęcia, bo inaczej można skończyć tragicznie.  Na sam koniec kazał nam wszystkim zanotować stwierdzenie i uważnie jej przemyśleć "moc patronusa zależy od siły szczęśliwego wspomnienia, a jego wygląd jest jedynie odzwierciedleniem osobowości czarodzieja."
 •••••••
 Podczas obiadu cały czas podchodziły do mnie jakieś dziewczyny pytając czy to prawda, że mój patronus to jeleń, każda prosiła mnie abym ją też nauczył tej sztuki. W  sumie to było dość zabawne, szkoda, że nie było Freda, pewnie by skorzystał z tej okazji. Pewnie i ja kiedyś chętnie bym na to przystał, ale teraz miałem na celowniku tylko jedną dziewczynę, tą która siedziała naburmuszona na przeciwko mnie.
- Fila nie  przejmuj się na pewno zaraz ci się uda. Przecież nie musisz we wszystkim być najlepsza- Melisa próbował podnieść na duchu dziewczynę.
- Ale jak to możliwe, że Jamesowi się udało, a MI nie? - z jej twarzy nie schodziło naburmuszenie.
-  Chciałem zauważyć, że OPCM jest moim ulubionym przedmiotem i chyba jestem w niej nawet dobry...- wtrąciłem się do rozmowy z wielkim uśmiechem.
- To skoro jesteś taki świetny to oświeć mnie jak to zrobiłeś?
- Tak po prostu, mam jak widzisz do tego talent- puściłem jej oczko.
- "Tak po prostu", Mel ja mam dość, nie pozwolę, żeby jakiemuś tam chłoptasiowi z talentem wychodziło, a mi nie. Skoczę jeszcze do biblioteki poszukać o tym jakiś książek. To do później. -wstała i ruszyła w stronę wyjścia, a ja odprowadziłem ją wzrokiem.
 - Aleś ty w nią zapatrzony
- Jak ty we mnie Lousiaczku- i Melisa pocałowała Lou w policzek. Byli uroczą parą, bardzo do siebie pasowali.
-Nie, ja w nią?. Chce tylko zdobyć niezdobyte.- rzuciłem w ich kierunku mój uśmieszek - Ej, a w ogóle myślicie, że ja jej też się podobam, chodź trochę, bo chce wiedzieć na czym stoje.
- Wiesz nie potraktowała cię żadnym zaklęciem ostatnio...- odpowiedział blondyn, a Rose, która dosiadła się do nas wybuchła głośnym śmiechem.- A ty co myślisz Melisiątko moje, w końcu znacie się najdłużej. -jednak nie zdążyła udzielić odpowiedzi bo ja jej przerwałem.
-Czyli może nie będzie, aż taka trudna- na mojej twarzy pojawiła się mina zwycięscy.
-Oj nie byłabym tego taka pewna kuzynie. – Rose  sprowadziła mnie brutalnie na ziemie.- Bo to, że jutro idziecie razem nie znaczy za wiele i jak dla mnie, to wciąż traktuje cię tak samo. A akcja z OPCM tylko spowodowała, że jest bardziej niż zwykle na ciebie zła.
-Rose ona go lubi. Pamiętaj tylko, że jeśli przyjdzie ci do głowy złamać jej serce to nikt z nas jej nie będzie powstrzymywał… - nikt by nie chciał, aż tak podpaść Fili.
-Idę z nią na jedną randkę, do chodzenia jeszcze daleko. Mi tam wystarczy jak się trochę pocałujemy i nasze drogi się rozejdą. – dziewczyny zmierzy mnie lodowatym spojrzeniem.
-Jim idioto, to jest głupi pomysł, igrasz z ogniem. Melisa chodź jej lepiej poszukamy, trzeba z nią pogadać, bo widzisz co tu się dzieje.- chyba się na mnie obraziły, bo odchodząc nie powiedziały nic tylko spojrzały na mnie z wyrzutem. Teraz zauważyłem też, że nie ma już Ala i Scorpa. Zostałem sam z Louisem i Fredem, który kończył teraz wypracowanie na transmutacje.
- Też mi tak powiesz?- spojrzałem w stronę kuzyna.
-Nie, wiem jaki jesteś i jak zawsze traktujesz dziewczyny. Znam też File, więc myślę, że nie trzeba się martwić i wtrącać. – nie rozumiałem zupełnie co próbował mi przekazać. – Ciekawe czy jej patronusem będzie łania?.
- A niby czemu miała być łania?- o co mu do Merlina chodziło.
- No faktycznie Loui. – do  rozmowy wtrącił się Fred.
- Ja nadal nic nie rozumiem…
-No bo wy jesteście w sumie tak, jakby to powiedzieć…hmm….już wiem, bratnimi duszami. – nie, my podobni, nie. Nie mogłem wydusić siebie słowa, spojrzałem ze zdziwieniem na przyjaciół.
-Też tak uważam.
- Ale to ty Fred zawsze z nią więcej gadasz no i wiesz…
- No niby tak, ale przez to wiem, że my to tak nie za bardzo. Zaczęlibyśmy się jak zawsze kłócić, – ich kłótnie miały zawsze ogromny wymiar i pewne było, że ktoś na tym ucierpi. – a wiesz jak to się kończy. Wy się w sumie tylko przekomarzacie, więc wszystko przed tobą.
- Muszę zaprzeczyć, nie ma drugiej tak wkurzającej dziewczyny. A najgorsze jest to, że nie wystarczy się do niej uśmiechnąć, czy obdarzyć ją odrobiną uwagi, bo i tak rzuci w ciebie jakąś klątwą i będzie ci wygadywać.
- Tak , ale przez to jest taka wyjątkowa. Jak dla mnie to dobrze, że jako jedyna nie mięknie jak tylko coś do niej powiesz, tylko zagada sarkastycznie i najwyżej ci trochę dopieprzy. – tu mnie miał. To była rzecz przez którą polubiłem ją już pierwszego dnia, jak spotkaliśmy się w przedziale.
-  Dobra chłopaki czas się zbierać, bo profesor Flitwick będzie marudzić. – skwitował Louis, który był zawsze naszym głosem rozsądku.
- Mnie ciągle dziwi, że on jeszcze uczy. Ile on ma właściwie lat?

- Ze 150….- głośno się zaśmialiśmy i ruszyliśmy na lekcje. Wyglądały tak jak zwykle, czyli Fila cały czas się zgłasza, a dźgam różdżką Freda, który przysypia koło mnie. Do pokoju wspólnego po lekcjach wróciłem dość późno, bo musiałem pozałatwiać to i owo na jutro. Kiedy wszedłem nikogo już nie było, więc nie tracąc czasu poszedłem do swojego pokoju. Chłopaki już dawno mocno spali. O Merlinie jak Louis głośno chrapie, czasem dziwi się, że w ogóle możemy przy czymś takim spać, ale cóż zawsze mogło być gorzej…

środa, 1 lutego 2017

         Rozdział 4


Przed salą zaczepił mnie Nott. Za chwile mój ulubiony dzień miał stać się koszmarem.
-Słuchaj możemy pogadać?- po jego minie widać było, że mu bardzo na tym zależy.
-Tak pewnie, mamy jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia lekcji.- chyba wiem co zaraz usłyszę….
-Bo chciałem usłyszeć to od ciebie, czy ty zaczęłaś chodzić Jamesem Potterem? – dobra tego się nie spodziewałam. Czułam jak coś zaczyna we mnie bulgotać.
-Co ja i James, nie, a skąd takie przypuszczenia?
- Bo podeszła dziś do mnie Alicja Foster była dziewczyna Jamesa i powiedziała mi, że on zerwał z nią przez ciebie, a co więcej umówił się z tobą. To jak? Tylko proszę nie wkręcaj mi, że ona kłamała. – jego głos był pełen jadu.
-To prawda idę z nim na randkę, ale to przez podstęp, a nie z własnej chęci…- próbowałam bezradnie się wytłumaczyć.
-Tak jak ze mną? – zaczął po woli podnosić głos.
-Nie, to nie tak.- jestem raczej kiepska w tłumaczeniu.- Bo ja naprawdę cię lubię, może nie jak chłopaka, ale moglibyśmy zostać przyjaciółmi.
-Oszczędź sobie! Wiem o wszystkim, zawsze myślałem, że jesteś inna, a ty jesteś po prostu szlamowatą dziwką! Która puszcza się z brudnym Weasleyem, a teraz jeszcze z Potterem!- o nie, ma prawo być złym, ale nie będzie mnie tak nazywać!
-Wiesz co Nott….- czułam jak rodzi się we mnie to uczucie. Zaraz stracę kontrole…- skoro uważasz mnie za taką, to też tak się zachowam!- już miałam rzucić na niego zaklęcie, ale ktoś złapał mnie za rękę. Był Louis, a za nim stała Mel, po jej twarzy przebiegł cień strachu. To, że blondyn zabrał mi różdżkę nie spowodowało, że stałam się całkiem bezbronna. Kiedy Nott chciał rzucić w moim kierunku jakieś wstrętne wyzwisko, jego twarz nagle zaczęła puchnąć i przybierać śliwkowy odcień. Prawie wszyscy wołku wybuchli gromkim śmiechem, który trwał do pojawienia się Slughorna, kazał on zaprowadzić go Zambiniemu do skrzydła szpitalnego. Kiedy weszliśmy do klasy dostałam swoją różdżkę.
    ***
Lekcja przebiegła prawie tak jak zawsze. Slughorn po usłyszeniu od Mel, że źle spałam, traktował mnie bardzo obojętnie. W sumie nawet nie wiem co za bardzo robiliśmy, nie mogłam na niczym skupić myśli. Miałam ochotę jednocześnie coś zniszczyć i się rozpłakać, wszystko udawało mi się jednak póki co zdusić pod maską obojętności i zmęczenia.
Po eliksirach ruszyłam w stronę sali do transmutacji, nie miałam ochoty już z nikim dziś rozmawiać, więc wszyłam pierwsza. Na mojego pecha wpadłam na Scorpiusa…
- Gdzie ty się tak spieszysz, spokojnie na pewno zdążysz na lekcje
-Tak, może masz racje, a teraz przepraszam muszę iść- już miałam odejść, ale Scorp zaszedł mi drogę. Wiedział, że coś jest nie tak. Pewnie i tak by się zaraz dowiedział, w końcu ściany mają uszy.
-To przez Notta, dowiedział się o wszystkim i nazwał mnie….-czułam jak łzy napływają mi do oczu-… szlamowatą dziwką.- nie mogłam powstrzymać łez napływających mi do oczu.
-Cooo??? Przegiął, ale ostrzegaliśmy cię z Albusem, ale teraz nie ważne…ciii…- objął  mnie  i przycisnął do siebie. W tej chwili tego potrzebowałam, żadnych uwag. Chodź nie wiem czemu, ale myślę, że Nott miał racje, ta myśl mnie dobijała.
- A co jeśli on ma racje?
- Nie ma, nie powinien cię tak nazywać, to świadczy tylko o jego głupocie. A teraz chodź odprowadzę cię pod klasę.
- Nie, pójdę sama, dziękuje ci za wszystko- przytuliłam go na pożegnanie i ruszyłam dalej. Kiedy dotarłam już pod salę to nie było już widać, że płakałam. Postanowiłam nie rozmawiać o tym z nikim, chodź wiedziałam, że w dormitorium czeka na mnie wściekła Foster, a moi przyjaciele też pewnie zaraz się dowiedzą. Postanowiłam więc odpuścić sobie resztę lekcji i do nocy spacerować po dworze, aby poukładać wszystkie myśli.
    ****
Pech chciał, że kiedy robiło się już szaro, a ja spacerowałam sobie spokojnie po skrajach Zakazanego Lasu natknęłam się na Hagria ( naszego gajowego i niezwykle sympatycznego człowieka). Żeby był on sam, nie był on Jamesem, który to dziś odrabiał swoją karę, za podłożenie Filchowi łajno-bomby   w jego kantorku. Nie wiem jak ale oberwało się za to tylko jemu, a Freda nawet nie podejrzewali. Po prostu super..
-O cholibka, Hanna?! A co ty dziecko tu robisz o tej porze?- twarz Hagrida przybrała zmartwiony wyraz twarzy.
-Po prostu chodziłam i straciłam rachubę czasu.- w tym momencie to była najlepsza odpowiedź jaka przyszła mi do głowy. Już chciałam pójść w stronę zamku, kiedy ktoś złapał mnie za rękę. Tym kimś był oczywiście „sir doskonały”.  
-Ej, kogo ty chcesz oszukać, dobrze wiem, że nie wrócisz grzecznie do łóżeczka.- posłał mi jeden ze swoich uśmieszków.
-Nie twój interes- wycedziłam przez zęby.
-Spokojnie dzieciaki. James ma jednak racje. Lepiej już będzie jak pójdziesz z nami.
-A czego w ogóle szukacie?
-Sprawdzamy czy Centaury nie zrobiły się znów nerwowe.- wyjaśniał spokojnie olbrzym.
-A wiedz lepiej trzymaj się blisko mnie, w końcu będę musiał cię jak coś bronić…- powiedział to z takim samo zachwytem, że aż miałam ochotę zwymiotować.
-Tak na pewno Potter. Tylko, żebym to później ja nie ratowała twojej „wspaniałej” osoby.-zręcznie mu odpowiedziałam i ruszyłam za Hagridem, pozostawiając skołowanego chłopaka w tyle. Błądziliśmy przez jakiś czas po lesie, po czym nagle miałam wrażenie, że coś się do nas zbliża. Miałam racje, jak się okazało otoczyły nas stworzenia: pół człowiek, pół koń. Trochę się wystraszyłam, bo nie wyglądały zbyt przyjaźnie, dlatego odruchowo chwyciłam za różdżkę. Nagle jeden z nich wystąpił i zaczął rozmowę z gajowym, który wyraźnie czekał, aż centaur zacznie rozmowę.
-Witaj Hagridzie i ty Jamesie Syriuszu Potterze oraz ty Hanno Filomeno Berendt.- skąd on znał moje imię. Czytałam gdzieś, że centaury umieją odczytać przyszłość z gwiazd, ale nie przypuszczałam, że aż tak…
-Firenzo, jak pewnie wiesz już przyszedłem sprawdzić jak się ma sytuacja.- na twarzy olbrzyma pojawił się wielki serdeczny uśmiech.
-Jak na razie dobrze. Mamy teraz bardzo mądrą minister magii, która nie zapomina o nas, tak jak to bywało wcześniej…
-To dobrze. Dostałem jednak sowę od Hermiony, znaczy się minister magii, więc się upewniam.
- Słuchaj mnie Hanno. Ludzie gadali i będą gadać, zwłaszcza jak coś czego pragną jest poza ich zasięgiem. Dlatego nie ma co się przejmować jego słowami, pamiętaj jesteś bardzo niezwykła, jeszcze nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo.- trochę mnie to przerażało. Jednak dziwniejszy był fakt, że zapomniałam zupełnie o dzisiejszym zajściu i było mi ono obojętne. Lecz czułam zaniepokojenie nowymi informacjami.
-Jjaaa, nie do końca rozumiem ja wyjątkowa?- James złapał mnie w tym momencie za rękę, a nie pokój jaki odczuwałam automatycznie zniknął. Jednak nie trwaliśmy tak długo, bo szybko wyrwała mu ją wyrwałam z uścisku.
-Tak, wszystko w swoim czasie.-to było dziwne i to bardzo.- A ty Jamesie jesteś odzwierciedleniem swoich imienników. Chodź udajesz zimnego i obojętnego dla swojego brata, to strasznie ci na nim zależy, to piękne jak po kryjomu o niego dasz….-na mojej i Hagrida twarzy pojawiło się mocne zdziwienie i zaskoczenie. Jim zaś spuścił tylko wzrok.- Teraz odejdzie już. Mimo że czarna magia odeszła, tu wciąż czai się niebezpieczeństwo. Niezbadane są wciąż ścieżki tego lasu…- wszystkie centaury zniknęły, a my udaliśmy się w drogę powrotna. Szłam z tyłu myśląc o słowach, które powiedział Firenzo, na myśl mi przyszła jakaś praca w ministerstwie, ale nie…. chodź może. Kiedy znaleźliśmy się w dormitorium oboje jakby czytając sobie w myślach zajęliśmy miejsca na kanpie.
- Słuchaj Fila ja tak myślałem o tym co powiedział Firenzo i uważam, że ma racje.- mówił bardzo niepewnie, bardzo rzadko mu się to zdarzało.
- W sumie to już mi też przeszło i proszę nie poruszajmy tego tematu.- przytaknął i głową po czym wstał. Przed wejściem do dormitorium odwrócił się i rzucił w moim kierunku dobranoc, na co tak samo odpowiedziałam i zniknął za drzwiami. Ja też zaraz poszłam do swojego pokoju. Kiedy weszłam dziewczyny już mocno spały więc bezszelestnie wsunęłam się pod kołdrę i zasnęłam.
     ****
Nazajutrz obudził mnie jakiś ciężar spadający mi na nogi. Jak się okazało tym ciężarem była Rose i Mel. Czułam, że czekała mnie jeszcze jedna rozmowa…
-O której wróciłaś?- Rose prawie piszczała to mówiąc.
-O odpowiedniej porze, a gdzie Alicja?- nie było jej, a myślałam, że zaraz usłyszę z jej strony jakieś wyrzuty.
-Była zła na ciebie i przeniosła się do pokoju Juli i Lisy, w sumie to nawet lepiej. –powiedziała Melisa, a ja poczułam straszną ulgę.
-A wracając do  tematu to Scorp mi opowiedział wszystko, przepraszam ….-Rose zrobiła najsłodszą minę jaką potrafiła.
-Ja też przeprasza, słaba ze mnie siostra, ale musiałam wtedy zareagować z Louim.
-Wiem, dziękuje ci za to i nie jestem na was zła.- na twarzach przyjaciółek pojawiło się zdziwienie.- Wczorajszy spacer mi pomógł i spotkałam Jamesa. Byliśmy z Hagridem w Zakazanym Lesie.
-Że co???- wykrzyknęły obie.
-No on odrabiał karę, a ja się na nich natknęłam, więc musiałam z nimi pójść. Było dość ciekawie. James też nie jest taki zły, jest nawet fajny.– z twarz moich przyjaciółek nie schodziło zdziwienie.
-Dobra ja już muszę lecieć, ale pogadamy o tym później, mam do ciebie jeszcze parę pytań!- Rose wyszła zostawiając mnie z Mel. Miałyśmy dziś na później.
-Ale ja nie wierzę, ty i James…
-Nic między nami nie ma. Po prostu był tam i ja tam tyłam i tyle. Dobrze wiesz, że tylko raz się zakochałam i już nigdy więcej, a James to mój przyjaciel- powiedziałam to z jak największą powagą.
-A jeszcze nie dawno nie nazwałbyś go przyjacielem…  wiesz co mi ostatnio mój Misiek powiedział…
-Nie nazywaj go tak przy mnie proszę, a co powiedział?
-James poprosił go aby ten dowiedział się jak najwięcej o TOBIE od mnie. – i ten uśmiech na twarzy Mel.
-Ale po co? Przecież on może mieć każdą…
- Kicia skarbie ty mu się podobasz i to od dłuższego czasu. Z tego co się dowiedziała to zaczęło się od zeszłego roku od tej pamiętnej imprezy. Po niej nawet pokłócił się z Fredem, miał mu za złe, że cię tak potraktował. No i to on pomógł cię wtedy nam ogarnąć.- czy ja na pewno dobrze słyszę…
-Jjaaa nie wiem co powiedzieć… z resztą nie ważne, to nie może być prawda. My się tylko przyjaźnimy.- czułam takie dziwne uczucie w żołądku, czyżby zapowiadało się, że będę chora.

-Z tego co wiem ta impreza jest zorganizowana dla ciebie i….z resztą zobaczysz co zrobił twój „ tylko przyjaciel”. A teraz chodźmy na śniadanie, wiesz, że nie lubię jeść ostatnia.- Ubrałam się szybko i obie ruszyłyśmy na śniadanie.

        ******


Wszystkie błędy porwie w najbliższym czasie. Już kończę bohaterów, więc wkrótce się pojawią. Mam nadzieje, że rozdział się spodoba. Czekam na komentarze.  

piątek, 27 stycznia 2017

Rozdział 3

Siedziałam sobie spokojnie na oknie na korytarzu i czytałam książkę o rewolucji przemysłowej w Wielkiej Brytanii, kiedy koś mi ją zabrał, tak zabrał MI książkę.
-Witaj najpiękniejsza, czytasz mugolskie książki?- Nott nie zdawał sobie sprawę co miałam w tym momencie ochotę mu zrobić.
-Cześć. – powiedziałam to najbardziej oschle jak tylko potrafiłam.
-A więc mam dziś trening o piątej wpadniesz, przyda mi się kibic- i na jego buzi pojawił się banan.
-Oczywiście, że przyjdę, w końcu to dobra okazja, żeby lepiej się poznać
-To bosko, muszę lecieć, bo trzeba powiadomić resztę drużyny o spotkaniu.- machnął mi tylko ręką na pożegnanie i zniknął za rogiem. A do mnie podeszła Mel i obie udałyśmy się na zielarstwo.
-A więc moi drodzy co wiecie o Kłaposkrzeczkach?- zapytał profesor Longbottom
- Jeśli dostaną za dużo nawozu, zaczną wić się i skrzeczeć z niezadowolenia. Bardzo trudne w uprawie, są bardzo wymagające.
-Doskonale panno Cecot, 5pkt dla Gryffindoru.- profesor Longbottom, bardzo lubił kiedy jego podopieczni wykazywali się na jego przedmiocie.
-Tak panno Berendt, jeszcze coś chce pani dopowiedzieć.- Wszyscy też przyzwyczaili się do tego, że zawsze dopowiadałam wypowiedź Mel, więc teraz nie musiałam nawet podnosić ręki.
- Z tego co czytałam to bardzo lubią gdy ktoś im śpiewa, uspokajają się wtedy i można je popodcinać. Pozyskiwany z nich sok wykorzystujemy w eliksirze uspokajającym.
-Bezbłędnie panno Berendt, żeby tak inni uczniowie posiadali choć odrobinę pani wiedzy albo panienki Cecot.- na twarzy nauczyciela pojawi się obraz smutku, miał pewnie na myśli syna swoich przyjaciół, który razem z Fredem zajęty był włosami krukonek siedzących obok nich.
-A wracając do tematu dziś waszym zadaniem będzie właśnie uzyskanie soku z Kłaposkrzeczka, a więc do roboty. Będę podchodził do każdego i oceniał postępy.- i tak zabrałyśmy się z Mel do pracy, pod koniec lekcji tylko my i jeden krukon ukończyliśmy bezbłędnie zadanie.
- Dla wszystkich, którzy skończyli to zadanie prawidłowo po 10 pkt dla domu, dla panny Berendt i panny Cecot oraz pana Daviesa. Brawo! Dziewczynki zostańcie chwile po lekcji, dobrze?
-Tak panie profesorze – odpowiedziałyśmy z Mel na raz.
-Panie Potter i panie Weasley proszę także zostać.- na twarzy profesora pojawił się tajemniczy uśmiech. Kiedy wszyscy już wyszli nauczyciel zaczął objaśniać nam swój plan.
-A więc chłopcy wasze oceny są jakie są, a dobrze wiecie, że nie chce pisać do waszych rodziców. Jednak wasze zainteresowanie na lekcji i olewackie podejście do niej zmusza mnie do podjęcia pewnych kroków. A więc moi drodzy, Hanna i Melisa doskonale radzą sobie z moim przedmiotem, z tego co wiem z innymi też doskonale. Haniu będziesz od dziś pomagać Jamesowi, a Meliso ty Fredowi, co dziennie macie się razem uczyć, a razem w znaczeniu nie całą grupą, bo panowie będą się nawzajem rozpraszać.
-Ale pnie profesorze ja pomagam Louisowi- na twarzy mojej przyjaciółki pojawił się grymas niezadowolenia.
-Pan Weasley radzi sobie dobrze, a Fredowi przyda się o wiele bardziej pani pomoc.
-No dobrze.- Melisa nie była zadowolona z tej decyzji.
-A profesorze Longbottom, a czemu nie mogę pomagać Fredowi, tylko muszę Jamesowi?
-Nie będę owijać w bawełnę jest pani lepsza, przypominasz mi moją przyjaciółkę, pan Potter jest gorszy od Weasleya dlatego przyda się większa wiedza.- ja też nie byłam szczęśliwa z tej decyzji, oh, no coż.
-Dobrze teraz zmykajcie.-wszyscy posłusznie wyszliśmy z szklarni. W sumie potem nie rozmawialiśmy już za wiele. Mel i ja stwierdziłyśmy, że nie jesteśmy głodne i poszłyśmy do pokoju wspólnego, gdzie nikogo nie było, więc mogłyśmy w spokoju pogadać.
-Ale profesor przegiął, to jest nie możliwe, alby te matoły się czegoś nauczyły.- i rzuciłam się na kanapę, a Mel na mnie. Od razu zaczęłyśmy się wygłupiać i tarzać po podłodze ze śmiechu.
-Zobaczymy jak będzie kicia jak coś to znasz pewnie jakieś odpowiednie zaklęcie na nich – to mówiąc przyłożyła mi poduszką. Jak ja lubiłam takie chwile.
- Oj znam. Wiesz, że mam zapas ciastek korzennych od mamy i pierniczków…- no mojej buzi pojawił się jeden moich szatańskich uśmiechów.
-Tego to ja w życiu nie odmówię, chodź, trzeba opróżnić te zapasy- pociągnęła mnie w stronę naszego pokoju.  Oddałyśmy się pałaszowaniu zapasów leżąc przy tym na łózkach i rozmyślając, co jakiś czas opowiadając sobie o tym. Reszta dnia minęła spokojnie, a o piątej siedziałam już na stadionie czekając na rozpoczęcie treningu.
-Nott wytłumaczysz mi co robi tu gryfonka?- zapytała Victoria Zambini- ścigająca domu węża.
-Przyszłam pokibicować mojemu dobremu znajomemu- puściłam do niej oczko.
-Tak właśnie, a w ogóle nie wiem czy wiesz, ale my się spotykamy.- wykrzyknął Nott na jednym wdechu.
-Tylko randkujemy, a nie chodzimy jeszcze! Ale to was teraz nie powinno interesować macie przecież trening.- usiadła zadowolona, ponieważ nikt już nie śmiał nic powiedzieć. Na koniec treningu miałam już gotowe sprawozdanie dla chłopaków, które zmierzałam dać Jamesowi podczas wspólnej nauki.
-Hania musimy chyba pogadać, chodź Scorp lepiej, żebyś ty też przy tym był.- Albus to mówiąc zaszedł mi drogę, udaliśmy się więc wspólnie w stronę zamku.
-A więc który to wymyślił?- Al. Dobrze znał swojego brata i mnie tez już trochę, więc wiedział, że bez powodu nie byłabym taka miła dla Davida.
-Oboje, ale co z tego?
-A to, że potem znów złamiesz biednemu Davidowi serce…- oboje spojrzeli na mnie z odrazą
-Al., a pomyśleć, że my też się w tobie podkochiwaliśmy…- Scorp teraz przegiął, nie byłam, aż taka zła.
-Odpuście sobie, to jego wina, że jest taki tępy i daje się tak łatwo mi zmanipulować. Ale jak chcecie wiedzieć to dostaje za to karę, musze uczyć się z twoi tępym bratem, żeby ten poprawił sobie oceny, mehhh….
-O to ty masz karę, a James pewnie się cieszy, bo wiesz mamy  z Scorem taką teorie, Rose też się z nią zgadza- na twarzy chłopków pojawił się ten uśmiech, mam przekichane.
-Jaką?!!!- już dawno nie byłam tak przerażona.
-No, że James jest o ciebie zazdrosny….- Scorpius nie dokończył bo mu przerwałam.
-Że co proszę, to jakiś żart, przecież ja się nawet z Fredem lepiej dogaduje niż z nim.- byłam tym nieźle poirytowana.
-No tak, ale Fred wyznał Rose, że James strasznie się wkurza jak ty gadasz z jakimś chłopakiem i nawet się pokłócili o twoje relacje z Fredem- kontynuował Scorp, lecz przerwał mu Al objaśniając  resztę.
-Bo wiesz, że ty i Fred to macie dość specyficzną relacje, a Jimowi to najwyraźniej mocno przeszkadza- czułam się taka zszokowana, nie wiedziałam co kompletnie powiedzieć.
-Fila ja wiem, że lubisz Freda, bo mieliście te swoje chwile i w ogóle, ale ta sytuacja, sam widzisz…- ohh, powiedziałam Scorpowi kiedyś o tym, że  nawet lubię bardziej Freda. Jejciu Jim nie wiem co o tym myśleć.
-Dobra jesteśmy już w zamku ja muszę zmykać, a tak po za tym to nie podoba mi się już Fred !- kiedyś tak, ale dziś, był jedynym facetem, który nie zakochał się we mnie tylko ja w nim….
-Czyli James ma szanse, no dobra żartuje, tylko nie bij, wiem, że kochasz jedynie Filemona i Melisę - Filemon to mój ukochany kotek, dostałam go na 12 urodziny od Mel, znaczyła dla mnie naprawdę wiele.
-Papa chłopaki- poszłam w stronę biblioteki, gdzie byłam umówiona Jamesem. Byłam zdziwiona, że był już na miejscu, on był na czas.
- No jesteś wreszcie, tak, tak jestem na czas, możesz już zamknąć usta.- oczywiście wszystko mówił w swój typowy szarmancki sposób.
-Dobrze, na początek masz tu taktykę ślizgonów. A teraz do rzeczy, masz tu książki potrzebne do opisania eliksiru usypiającego, do roboty.- podsunęłam mu książki, a ten zaczął je bezradnie wertować.
-Wiesz, bo jak już skończyłaś z Nottem, tak sobie pomyślałem- co on znowu kombinuje-, że mogłabyś się ze mną umówić, co?- powiedział to niczym słodki szczeniak, trzeba mu przyznać było to uroczę.
- Co, chodź naukę z tobą można zaliczyć do randek, chodź nie przyjemnych- jego twarz posmutniała
- Powiedz mi Fila, tobie jeszcze podoba się Fred? Czy to już tylko przeszłość- co on zamierza, ja i poduszczanie to się zawsze źle kończy -, nie będziesz mieć problemów, aby się ze mną umówić, więc jak?- miał mnie, kurde.
-Wiesz James jak ja cię nie lubię, ale wygrałeś, gdzie i kiedy?- obdarzył mnie tylko tym swoim szarmanckim uśmiechem
-Przyszły weekend, co będziemy robić to będzie niespodzianka.- nic nie odpowiedziałam, resztę wieczoru przesiedziałam w  milczeniu, pisząc swoje prace i sprawdzając prace Jima.
                         **
 Nie wiem czemu, ale lubiłam czwartki. Miałam wtedy dwie pierwsze godziny eliksirów, potem transmutacja i starożytne runy. Wstałam wcześniej i postanowiłam się przejść przed śniadaniem. Było przepięknie jesień w Hogwarcie jest niesamowita. Wszędzie pełno było kolorowych liści, które nadawały temu miejscu tyle żywiołowości. Nad jeziorem można było zauważyć mgłę, a ptaki na drzewach wesoło nuciły. I jak tu nie kochać tego miejsca. Byłam jedną z pierwszych osób na śniadaniu, ku mojemu z dziwieniu chwilę po tym jak nałożyłam sobie owsianki do Wielkiej Sali wpadł zaspany Fred, który od razu ruszył w moja stronę.
-Panno Berendt jaka z pani przykładna uczennica, szkoda tylko, że nie prefekt.- to mówiąc posłał mi jeden ze swoich uśmieszków.
-Z tego co pamiętam nie zostałam prefektem przez ciebie, bo niby nie można zamienić kolegi w żabę i trzymać go w łazience przez trzy dni…- powiedziałam to z takim najbardziej teatralnym dostojeństwem jakim potrafiłam.
-To było przegięcie nawet jak na ciebie, ale wiem, wiem zasłużyłem sobie
-I to bardzo, ale mieliśmy już nie poruszać tego tematu…
-Dobrze – puścił mi oczko i zajął się swoimi tostami. Do sali wchodzili kolejni uczniowie.
-Melisiątko moje zgodziło się pójść ze mną na tą imprezę, Rose też idziesz?- cała nasza gromada rozsiadła się koło siebie i dodatkowo dosiedli się do nas Al i Scorp.
-Ja pójdę z Filą, będzie moją osobą towarzyszącą- Rose złapała mnie pod ramie.
-Twoją zawsze Rosie – przytuliłam się do przyjaciółki.
- Niestety dziewczyny popsuje wasze plany Fila idzie ze mną, chyba nie zapomniałaś?
-To impreza będzie tą randką, zawsze mogło być gorzej, przynajmniej będzie dużo ludzi…- wszyscy prócz Jamesa patrzyli na mnie zszokowani.
-Nie wierze udało ci się ją zaprosić, a myślałem, że będziesz pisał do wujka Rona z prośbą o eliksir miłosny –powiedział Al, a wszyscy wy buchnęliśmy na to śmiechem.
-Ale to tylko jedno spotkanie, a tak po za tym to co z Alicją, nie masz czasem dziewczyny?
- Od dziś rana już nie, więc widzisz jestem tylko twój
-Nie dziękuje, Rose my musimy już iść.- pociągnęłam gryffonkę za sobą. Zatrzymałyśmy się dopiero przy wyjściu na bonia.
-Fila powiedz o co chodzi?
-Jak sytuacja ze Scorpiusem stoi, nie udawaj tylko, że nie wiesz o co chodzi
-No wczoraj byliśmy na spacerze, było miło, ale nie wiem
-A kto ma wiedzieć jak nie ty! Idziecie razem na imprezę?
-No niby mnie wczoraj zaprosił, ale wtedy wszyscy będą gadać…
-Rose nie zachowuj się jak dziecko. To ja tam idę przez głupie podpuszczanie z  tym idiotą .

-No w sumie masz racje- potem się pożegnałyśmy i każda poszła na swoje lekcje.




&&&&




Jak wam się podoba moja opowieść? Wkrótce dodam bohaterów i czekam na wasze komentarze. ;)

czwartek, 26 stycznia 2017

    Rozdział 2


Teraz zaczął się szósty rok, a ja postanowiłam odbudować relacje  z moimi przyjaciółkami, mam na myśli głównie Mel, która cały jeden miesiąc wakacji spędziła w towarzystwie Louisa i reszty jego rodzinki, jak on mi mógł ją tak zabrać. Po przyjeździe do szkoły pierwsze co postanowiłyśmy, że pierwszy wolny weekend spędzamy tak jak za strych dobrych czasów- czyli książki do historii i do historii magii, słodycze, analizowanie wszystkiego i  wymyślanie nowych zaklęć.
-Kicia ( tak mówiła na mnie tylko Mel, bo miałam bzika na punkcie kotów i sama miałam Filemona, którego dostałam od przyjaciółki na urodziny), obiecuje, że w tym roku nie będę tak dużo czasu spędzać z Louim, a jak coś to będę cię zabierać, może w końcu przekonasz się do chłopaków….
- Wiesz, że nie przepadam za tą zgrają, a za Jamesem to w szczególności, Louisa toleruje tylko i wyłącznie ze względu na ciebie.
- Hania przestań, czasem mam wrażeni, że James to jedyny chłopak który by do ciebie pasował-i w tym momencie Melisa zaczęła się śmiać
- Uważaj, żebym to ciebie czasem siostrzyczko nie potraktowała tak jak jego- puściłam jej oczko i odeszłam od stołu
Już miałam przechodzić przez ścianę jak ktoś zawołał moje imię. Był to Fred, za nim po schodach spinał się James trzymając za rękę moją towarzyszkę z pokoju Alicje (wreszcie ma swoje 5min. Pomyślałam).
-Hanna słuchaj jest sprawa, bo teraz w ten weekend jest Hogsmeade i tak sobie pomyślałem, że może byś się ze mną przeszła, co?- czy ja się przesłyszałam czy Fred Weasley zaprasza mnie na randkę.
- Co ty właściwie wyprawiasz? Już do reszty zgłupiałeś Fred!- powiedziałam nieźle zirytowana i zaskoczona.
-Nie, nie to nie żadna randka czy coś, no powiedz jej James, po prostu nie mam z kim iść….
-Tak, tak, ja idę z Alicją, Loui planuje coś dla Melisy, a Rose też przed chwilą coś wspomina, że coś tam ma z Alem i Scorpiusem robić, to jak?- pewność w głosie Jima często mnie przerażał i jeszcze ten uśmieszek, ymmm
-Nie za bardzo coś to wid...
-Alicjo, mogłabyś nas na chwilę zostawić, dorośli muszą pogadać.- James powiedział to puszczając rękę swojej dziewczyny i dając jej jeszcze bardziej do zrozumienia, żeby poszła i poszła
-Teraz to ja już w ogóle nie rozumiem, o co chodzi?
-A więc ja mamy pewien plan z Fredem i jesteś nam potrzebna, bo w sumie jesteś całkiem mądra i jesteś dziewczyną
-No powiem ci James, że szybki jesteś…ale mi ten weekend odpada i Louis będzie wolny, ja z Mel mamy plany
-5min temu zgodziła się że całą sobotę ma dla swojego, czekaj jak ona to powiedziała „Louimisiaczkasłodziaczak”- i rzucił swój szelmowski uśmiech
-A fujjj, mam już ich razem dość, skoro ona idzie i nie myśli o mnie to ja też, teraz mówcie szczegóły.- byłam taka zła, a na dodatek wkręciłam się w jakieś głupie intrygi chłopaków, czy może być gorzej…
-Skoro się już zgodziłaś, a pamiętaj, że się już nie wykręcisz….-zaczął James, dalej mówił Fred
- Pójdziesz ze mną do Trzech Mioteł, gdzie będzie już Jim z Alicją i Nott z Daniellą, czy już się domyślasz?- na ich twarzach malował się taki uśmiech jakiego już dawno nie widziałam
-Nigdy, nie będę filtrować z Nottem, a tak po za tym on będzie z dziewczyną i to nie byle jaką tylko Daniellą Greengrass, która no jest po prostu śliczna.
-A myślisz, że dlaczego przychodzimy do ciebie, tylko ty będziesz potrafiła go odbić Danielli i poznać strategie ślizgonów.
-Czyli wszystko zawsze musi sprowadzać się do quiddicha, oj chłopcy, z was to są dzieci, gdybyście od razu powiedzieli o co chodzi to bym pewnie szybciej się zgodziła- poczułam taką ulgę, chodzi tylko o grę
- Ale zdajecie sobie sprawę, że Daniella zrobi wszystko aby mi za to odpłacić?
- Tak wiemy, dlatego Fred się nią zajmie, a ty Nottem, będziesz naszym szpiegiem
- No dobrze, a więc do zobaczenia, a tak po za tym myślę że Alicja lepiej by się do tego nadawała albo jakaś laska z waszych wielbicielek.- To mówiąc obróciłam się i przeszłam przez portret nie czekając na odpowiedź.
Byłam zła na dziewczyny, że olały nasze plany, najbardziej zła byłam na Mel, ale cóż nie umiem się długo na nie gniewać, wiadomość o wyjściu z chłopkami będzie dla nich wystarczającą karą, nie zdradzę im głębiej planu chłopaków. Cały tydzień był bardzo spokojny, nawet prac domowych nie było aż tak wiele
 I nadeszła sobota, postanowiłam, że potraktuje to spotkanie jak randka i ładnie się ubiorę,  co wzbudziło nie małe zaskoczenie i zainteresowanie dziewczyn zwłaszcza, że Alicja wygadała się wszystkim, że  Fred mnie zaprosił. 
-Hej laska gdzie ty się tak szykujesz?- powiedziała Mel zaspanym głosem
-Idę na spotkanie.- cały czas starłam się zachować powagę i nie wybuchnąć śmiechem
-Jakie spotkanie, sama słyszałam to na pewno randka, a wiecie, że ja z Jamesem też idę na randkę.- Alicja próbowała zwrócić tym na siebie uwagę
-Z moim kuzynem, z Fredem, jak możesz, przecież ty go tylko skrzywdzisz.- już dawno Rose nie mówiła czegoś z takim oburzeniem
-Zgadzam się z tobą, Kicia przestań robić mu zbędnie nadziej.- one naprawdę w to uwierzyły. Wyszykowana ruszyłam z Alicją w stronę pokoju wspólnego gdzie czekali chłopcy. Byłam ubrana w czarną sukienkę z mocnym wcięciem w taki i haftowanym w pomarańczowe kwiaty dekolcie, do tego moje wyższe botki, trochę mocniejszy makijaż, sweterek i rozpuszczone włosy. Musiałam wyglądać ładnie, bo chłopcy aż zaniemówili, a to Alicja była tak w ogóle tą ładniejszą.
-Hania wow, ale Fred ma szczęście z chęcią się zamiennie- szok na twarzy Jamesa był bezcenny
-Ale ja się nie zgadzam i chcę ci przypomnieć, że jestem twoją dziewczyną- wkurzona Alicja czy może być piękniej
- No to chodźmy moja pani.- złapałam ramię Freda i ruszyliśmy w stronę miasteczka,. Szok na twarzach mijanych ludzi był bezcenny. A Fredowi nie z chodził  banan z buzi, James tylko trochę posmutniał. Szedł z tyłu i musiał za pewne wysłuchiwać jakiś głupot od swojej dziewczyny. W karczmie było dość głośno i tłoczno, w sumie nie było za bardzo wolnych miejsc, a jedyne były przy Nocie i jego towarzyszce.
-Hej David jak tam, możemy się przysiąść?- James powiedział to z taką pewnością siebie, że Nott nie był w stanie mu odmówić
-Tak zapraszam, o Hanna, a co ty tu robisz i to jeszcze z nimi?- tak, Nott podkochiwał się we mnie w zeszłym roku i załatwiał mi składniki do różnych eliksirów.
-Miałam nadzieje, że spotkam tu lepsze towarzystwo i widzisz, jesteś ty.- puściłam mu oczko, a na twarzy Daniell dostrzegłam pogardę
- To ja skoczę nam wszystkimi po kremowe, a wy tu sobie gadajcie- James oddalił się, a David przysunął do mnie, miałam ochotę puścić pawia, jaki on jest głupi. Po wypiciu kremowego stwierdziłam, że czas przejść do tego po co przyszłam, nie mam zamiaru długo z nim kręcić. Niepokoiła mnie mina Jamesa, który cały czas patrzał się na mnie z miną podbitego psa.
-Wiecie co ja coś ważnego do załatwienia i będę musiała was zostawić.
- Poczekaj tak dobrze nam się rozmawiało , może cię odprowadzę.- Nott właśnie wpadł w moją pułapkę, a mówił to z taką prośbą w głosie
-Pewnie, reszta niech zostanie, Danielli tak dobrze rozmawia się z Fredem, nie przeszkadzajmy im. – podniosłam się i wyszłam prowadzona przez Notta, ale zdążyłam jeszcze spojrzeć w stronę chłopców i przekazać im  mój uśmiech wygranej. Wracając do zamku słyszałam tylko słowotok, jak to on się cieszy, że może ze mną rozmawiać i być sam na sam. ( aaa feeee, w co ja dałam się wrobić)
-David bo wiem, że masz teraz mało wolnego czasu, bo qidditch i tak sobie pomyślałam, że mogłabym przychodzić na wasze treningi, żebyśmy się lepiej poznali i bym ci pokibicowała, co?
-Ty zawsze, naprawdę będziesz mi kibicować, ale mam dziś szczęście.- Nott powiedział to z takim zadowoleniem i dumą z siebie, że nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
-Czemu się śmiejesz, coś nie tak powiedziałem?
-Nie, nie, to tak ze szczęścia…- jacy ci faceci są prości. Reszta drogi przebiegła w milczeniu, przynajmniej z mojej strony. Myślami byłam już w dodatkowym wypracowaniu na historie magii i transmutacje, a pochlebstwa i monolog Notta, był dość płytki i nudny. Po przekroczeniu progu zamku pobiegłam szybko do dormitorium, się przebrać, a następnie zeszłam na obiad, gdzie były już moje towarzyszki.
-O jesteś, ja przepraszam cię Kicia, przyszły weekend jest nasz, tylko się nie gniewaj.- i Mel zrobiła najbardziej uroczą minkę jaką potrafiła, nie umiałam się na nią gniewać.
-No pewnie, wiesz, że już dawno nie byłam zła, a to nie była randka z Fredem tylko Nottem.- ściszyłam głos tak, żeby tylko moje przyjaciółki mnie słyszały.
-Co? Jakiś kolejny mądry pomysł moich kuzynów?
-W sumie to tak, ale to chodzi o qidditcha, robię przeszpiegi, a i Fred ma dzięki temu Daniell.- po minach dziewczyn można było wyczytać, że nie popierały za bardzo tego planu.
-Biedny David, pewnie znów będzie to przeżywał potem pół roku, Fila ty nie masz serca….- Rose jak zwykle stawała w obronie wszystkich, denerwowało ją strasznie jak brałam udział w intrygach chłopaków, co na szczęście było dość rzadko.
-To już będzie problem Freda, bo według ich planu po poznaniu taktyki, po prostu ulegnę jego czarowi osobistemu, no i tyle.
-Kicia, ja już nie mam czasem do ciebie siły
-Oj Mel, ale ciii, idzie twój kochaś z towarzyszami- Melisa od razu odwróciła twarz w stronę drzwi i pojawił się ten jej banan. Louis usiadł koło niej, Fred wcisnął się pomiędzy mnie, a Rose, a James z Alicją usiedli naprzeciwko.
-I jak tam randka? Kiedy kolejna?- Fred zapytał, szczerząc się przy tym jak nie wiem co.
-A bardzo dobrze, następna jest na ich treningu, a jak Danielą panie Weasley?- od razu poprawił mi się humor, nie mogłam tylko zrozumieć grymasu Jima, widać coś mu nie układało się z Alicją, albo był zazdrosny o Daniell.
-O szybko się pani wyrobiła, szczerze nie przypuszczałem, że od razu cię wpuści na ich treningi.
-Kogo jak kogo ale mnie, przecież zna pan moje możliwości.
-Owszem znam, jestem wdzięczny za pannę Greengrass, udało mi się myślę ją już trochę pocieszyć reszta po obiedzie – i puścił mi oczko.
-Super, ale Fila pamiętaj masz szybko skończyć z nim! – dawno nie słyszałam tak zdenerwowanego Jamesa, aż Mel podskoczyła.
-James, czy ty jesteś chory, bo zachowujesz jakbyś był zazdrosny?- Rose wreszcie się wtrąciła.
-Ja nie, co ty zgłupiałaś, mam dziś gorszy dzień – jego głos znów stał się spokojny, ale jego dziewczyna była za to nieźle wkurzona, bo robiła się coraz czerwieńsza.
-Dobra ja już będę lecieć, Mel ty chyba też musisz napisać prace na transmutacje?

- A no tak, więc chodźmy.- chwyciłam siostrę za ramię i ruszyłyśmy w stronę wyjścia. Jak dawno nie minął mi tak spokojnie czas, Notta nie widziałam, a więc mogłam w spokoju oddawać się  lekturze.


*******
Mam nadzieje,że rozdział się podobał. Czekam na komentarze, bo opinia zawsze chętnie brana pod uwagę.
        Rozdział 1


 Zajęłyśmy wolny przedział w wagonie rozmyślając o cudownościach jakie czekają nas w szkole.
- Hej dziewczyny, te miejsca są wolne?- Do naszego przedziału wszedł chłopiec o ciemnych włosach i oczach, a za nim także ciemnowłosy chłopak, który pomagał nam na peronie i blondyn, wyglądali na nasz rocznik. Nie czekając na opowiedz rozsiedli się wygodnie i zaczęli się przedstawiać.
- Ja jestem James Syriusz Potter, tak syn tego słynnego  Pottera- przedstawił się brązowooki szatyn.
-Jaki sławny Potter, nie za bardzo orientuje się jeszcze w tych magicznych sprawach, a tak w ogóle to jestem Hanna Filomena Berendt, a to Melisa Cecot.- Poczułam, że musze przedstawić się pełnym imieniem.
- Ooo czyli jesteście z mugolskich rodzin – Tym razem odezwał się chłopak z peronu, z oburzeniem w głosie.
- Że co proszę?
- Taki po za magiczny człowiek, a to jest Fred Weasley, a to Louis Weasley.- posumował James
- Dobra, skoro z was tacy eksperci to może opowiecie jakieś swoje uwagi dotyczące domów w Hogwarcie.- Byłam już trochę poirytowana tą rozmową.
- A tak zanim coś powiecie to niech to będą jakieś rzeczy, których nie ma w książce, bo Hania już trzy razy wertowała Historie Hogwaru, żeby przeanalizować do którego domu by pasowała.- Odezwała się wreszcie Melisa
- Ja nie wiem to tiara zdecyduje, ale jak dla mnie to miła jesteś jak ślizgonka. – powiedział James, wytykając przy tym język.
- Tak na pewno, żebyś czasem jeszcze lepiej nie poznał mojej ślizgońskiej strony, bo może ci wyjść uszami…
- A zmieniając temat ćwiczyliście jakieś zaklęcia tak dla wprawy?- kiedy to powiedziałam wszyscy moi towarzysze przewrócili oczami.
- Wiesz co ci mówię James trafiła nam się kolejna ciocia Hermiona, a pomyśl jak jeszcze Rosa przyjdzie tu za rok….- Fred nie zwracał w ogóle uwagi na moją irytacje.
-Zoczymy najpierw w jakim domu będą-powiedział równo Louis z Jamesem, a ja już ich nie słuchałam zaczytując się w moją lekturę
Reszta podróży minęła w spokoju, do łódek zaprowadził nas taki ogromny człowiek, który jak wyjaśnił był tutaj gajowym, szczególnie przyjaźnie przywitał tych idiotów mojego przedziału. Zamek był przepiękny i robił ogromne wrażenie. Do Wielkiej Sali zaprowadził nas profesor Longbottom, który jak wyjaśnił był opiekunem Gryfindoru jednego z czterech domów. Wyczytywał on po kolei nazwiska a osoba wyczytana musiała usiąść na stołku a na jej głowę zakładano tiarę, która wyznaczała jej dom.
-Melisa Cecot.-  miałam wrażenie, że zaraz zemdlej, bardzo chciałyśmy być w jednym domu, nawet w Slytherinie, ale razem.
-Gryffindor!!! – stól gryfonów radośnie przywitał nowego ucznia
-Hanna Filomena Berendt.- musze trafić tam gdzie Melisa, tylko o tym byłam w tym momencie w stanie myśleć
- Bardzo ciekawe…umysł bardzo prężny, ciekawość świata…oj tak, bardzo ciekawy przypadek…ymmm, wiem!!!
- Griffindor!!!- jeszcze nigdy tak się nie cieszyłam, co a ulga. James, Fred i Louis też trafili do Griffindoru, lecz nie zapowiadało się abyśmy mieli zostać przyjaciółmi. Pani dyrektor wygłosiła dość długą przemowę, której nie byłam w stanie słuchać, bo Fred, który usiadł koło mnie cudacznie wymachiwał rękoma cały czas mnie przy tym szturchając, po jej słowach była uczta. Pierwszy raz widziałyśmy taką ucztę, była ogromna. Po niej dyrektor streściła zasady i zaznaczyła, że kary będą odpowiednie co do naszych wykroczeń. Prefekt zaprowadził nas do pokoju wspólnego przeszliśmy przez obraz Grubej Damy, a następnie od razu skierowałyśmy się do dormitorium. W moim pokoju mieszkała Melisa, ja i  Alicją Foster. Alicja była długonogą blondynką, o prześlicznych niebieskich oczach.
Czas mijał dość szybko, a ja w sumie bardzo dobrze radziłam sobie w szkole. Nie miałam sobie równych jeśli chodzi o transmutacje, z reszty przedmiotów, też w sumie byłam bardzo dobra. Czasami miałam jedynie problemy z zielarstwem, ale tu na szczęście była Melisa, chodź o jej pomoc często też zwracał się Louis, który chyba ją polubił. Eliksiry same w sobie były bardzo ciekawe i profesor Slughorn ciekawie je prowadził, ale denerwował mnie jeden mały szczegół, a mianowicie fory jakie miał tam James, to było oburzające. Nic nie musiał robić, a i tak był najlepszy, to po prostu skandal, a wszystkie wypracowania pisała za niego Samanta Jordan, która robiła wszystko o co on ją poprosił. Reszta tej trójcy wspiera się o nas, Louis oczywiście współpracował zawsze z Mel, a ja z musiałam z Fredem. Tak nie jestem za bardzo towarzyska.
-Jak zawsze perfekcyjnie panno Berendt, 10pkt dla Griffindoru, a pan panie Potter co pan myśli o wypowiedzi pany Berendt?- Slughorn zawsze pytał o radę Jamesa, jakby on był jakąś wyrocznią.
- Też się z nią zgadzam. Tak to właśnie powinno być.- nawet nie słuchał a i tak dostanie pewnie jakieś punkty
-5pkt dla pana Pottera!- a nie mówiłam….
Dobrze, że go nie będę przez wakacje widzieć….
 
Parę miesięcy później….
Byłyśmy na drugim roku i poznałyśmy nową koleżankę, która dzieliła z nami pokój, była to Rose Weasley. Była to ruda dość drobna dziewczynka o piwnych oczach, a przy tum bardzo wygadana. W sumie ja i Rose przypadłyśmy sobie bardzo do gustu. Ona też lubiła dużo czytać i dobrze się uczyła i także, nie przepadała za trójcą Hogwartu, co poróżniało nas z Mel, ona i Louis bardzo się lubili i często odrabiali razem lekcje, albo rozmawiali przy posiłkach. Kiedy on mi zabierał Mel ja spędzałam czas z Rose, czasem też rozmawiałyśmy z Albusem Severusem Potterem i jego najlepszym przyjacielem Scorpiusem Malfoya, byli oni ze Slytherinu. James nie mógł przez pierwszy miesiąc przeżyć, że jego brat jest w tym domu cały czas traktując go jak wyklętego. Jego próby jednak dokuczenia Albusowi, były przez mnie najczęściej ukracane. I tak właśnie dostałam pseudonim „Czarnej Damy”, wymyślił to Fred po tym jak rzuciłam kiedyś na nich maleńkie zaklęcie i przez pół dnia padał na nich deszcz, co jakiś czas rzucając w nich jakimś piorunem.

Czas jednak mijał, a my rośliśmy. Zaprzyjaźniłam się z Rose, chodź Mel i tak była dla mnie najważniejsza, tylko, że ona miała swoje problemy. Na czwartym roku zaczęła chodzić z Louisem po tym jak dowiedziała się, że na jednej imprezie całowałam się z Fredem. Często zabierał ją do swojego „męskiego” grona, żeby spędzał czas z nimi, a nie ze swoją siostrą. James i Fred byli najbardziej obleganymi chłopakami w szkole, zmieniali dziewczyny jak rękawiczki, mieli nawet fanclub swoich wielbicielek. Rose w sumie kręciła coś ze Scorpiusem, ale nie chciała za żadne skarby się do tego pryznać. A ja byłam sobą, nie byłam jakaś brzydka czy coś, też miałam wielbicieli. Nawet na piątym roku ich liczba przegoniła liczbę wielbicielek Freda. Zaczęto nazywać mnie wtedy „Czarną Damą o lodowym sercu”. Bo w sumie z żadnym nie chodziłam, a uwielbiałam ich wykorzystywać, a wszystkie te takie rzeczy robiłam po raz pierwszy z Fredem, nie wiem czemu z nim, ale tak wyszło….cóż życie.
*******

Mam nadzieje, że moja historia was zaciekawi. Czekam na komentarze. 
   Prolog


Mam na imię Hanna Filomena Berendt i jestem jak się pewnie domyślacie czarownicą, a dokładniej uczennicą Hogwartu. Tak… to tak ładnie brzmi, ale tak do końca nie jest. Pochodzę z mugolskiej rodziny polsko-niemieckich cukierników, po otwarciu granic moi rodzice przeprowadzili się  do Wielkiej Brytanii do małego miasteczka Bath nieopodal Bristolu. Prowadzą tam małą cukiernie, która cieszy się dość dużą popularnością w okolicy. Razem z moimi rodzicami przeprowadzili się ich przyjaciele państwo Cecot ze swoimi dwiema córkami Oktawią i Melisą moją najlepszą przyjaciółką, była dla mnie jak siostra, mama mojej przyjaciółki pomaga moim rodzicom w cukierni, zaś jej tata pracuje w pobliskim biurze jako księgowy. O jejciu prawie zapomniałam o mojej siostrze, tak mam młodszą o 8lat siostrę Annę Helenę. To ona jest oczkiem w głowie wszystkich, jest prześliczną blondynka o typowo aryjskich cechach, a na dodatek wykazuje zainteresowanie i predyspozycje do rodzinnego biznesu.
Ja zaś jestem tym dziwnym dzieckiem, który już bardzo wcześnie zaczął, bo w wieku 3 lat robić różne nienormalne rzeczy. Nie byłam w tym jednak sama moja przyjaciółka także miała do tego predyspozycje. W szkole uważano nas za wariatki, nie rozumiałyśmy jak nagle nasza nauczycielka zaczęła latać, wydając przy tym różne dziwne odgłosy. W krótce się jednak wszystko szybko wyjaśniło…
-Hania ile ty możesz się ubierać? Pośpiesz się, przez ciebie się spóźnimy!!! – Moja mama była perfekcjonistką, więc wiadomo wszystko idealne. A ja jak ona to zawsze powtarzała wszystko burzyłam.
- Tak, mamo już jestem.- Stanęłam przed nią, czekając na jakieś uwagi dotyczące mojego stroju, nie dostałam jednak żadnych słów krytyki. Miałam na sobie swoją ulubioną niebieską sukienkę w czerwone kwiatki.
 -To dobrze, a więc chodźmy Państwo Cecot za pewne już nas oczekują.- Złapała moja siostrę za rękę i poprowadziła nas wszystkich w stronę domu sąsiadów. Nic nie zapowiadało, że ten obiad będzie dla mnie i dla Melisy, najlepszym obiadem na świecie. Już kończyliśmy jeść kiedy do jadalni wleciały dwa puszczyki, jeden zrzucił list przed mną, drugi przed Melisą.
                                 Szanowna Pani Berendt,
Mamy przyjemność poinformowania Panią, że został Pani przyjęty do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie póżniej niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,
Minerva McGonagal, dyrektor.
- Co?????? Dostałam się do szkoły magii?!- Mówiąc to prawie piszczałam.
- Ja też, będzie razem.!
- To wszystko tłumaczy, te wasze latające przedmioty i gadające koty. - podsumowali wszyscy rodzice.

I tak 1 września udałyśmy się na pociąg na peron 9 ¾, miałyśmy problem ze znalezieniem go na Londyńskiej stacji, ale natknęłyśmy się na rodzinne Weasley, którzy pomogli nam się na niego dostać. I tak zaczęła się moja przygoda z magią.