Rozdział 3
Siedziałam sobie spokojnie na
oknie na korytarzu i czytałam książkę o rewolucji przemysłowej w Wielkiej
Brytanii, kiedy koś mi ją zabrał, tak zabrał MI książkę.
-Witaj najpiękniejsza, czytasz
mugolskie książki?- Nott nie zdawał sobie sprawę co miałam w tym momencie
ochotę mu zrobić.
-Cześć. – powiedziałam to
najbardziej oschle jak tylko potrafiłam.
-A więc mam dziś trening o piątej
wpadniesz, przyda mi się kibic- i na jego buzi pojawił się banan.
-Oczywiście, że przyjdę, w końcu
to dobra okazja, żeby lepiej się poznać
-To bosko, muszę lecieć, bo
trzeba powiadomić resztę drużyny o spotkaniu.- machnął mi tylko ręką na
pożegnanie i zniknął za rogiem. A do mnie podeszła Mel i obie udałyśmy się na
zielarstwo.
-A więc moi drodzy co wiecie o
Kłaposkrzeczkach?- zapytał profesor Longbottom
- Jeśli dostaną za dużo nawozu,
zaczną wić się i skrzeczeć z niezadowolenia. Bardzo trudne w uprawie, są bardzo
wymagające.
-Doskonale panno Cecot, 5pkt dla
Gryffindoru.- profesor Longbottom, bardzo lubił kiedy jego podopieczni wykazywali
się na jego przedmiocie.
-Tak panno Berendt, jeszcze coś
chce pani dopowiedzieć.- Wszyscy też przyzwyczaili się do tego, że zawsze
dopowiadałam wypowiedź Mel, więc teraz nie musiałam nawet podnosić ręki.
- Z tego co czytałam to bardzo
lubią gdy ktoś im śpiewa, uspokajają się wtedy i można je popodcinać.
Pozyskiwany z nich sok wykorzystujemy w eliksirze uspokajającym.
-Bezbłędnie panno Berendt, żeby
tak inni uczniowie posiadali choć odrobinę pani wiedzy albo panienki Cecot.- na
twarzy nauczyciela pojawi się obraz smutku, miał pewnie na myśli syna swoich
przyjaciół, który razem z Fredem zajęty był włosami krukonek siedzących obok
nich.
-A wracając do tematu dziś waszym
zadaniem będzie właśnie uzyskanie soku z Kłaposkrzeczka, a więc do roboty. Będę
podchodził do każdego i oceniał postępy.- i tak zabrałyśmy się z Mel do pracy,
pod koniec lekcji tylko my i jeden krukon ukończyliśmy bezbłędnie zadanie.
- Dla wszystkich, którzy
skończyli to zadanie prawidłowo po 10 pkt dla domu, dla panny Berendt i panny
Cecot oraz pana Daviesa. Brawo! Dziewczynki zostańcie chwile po lekcji, dobrze?
-Tak panie profesorze –
odpowiedziałyśmy z Mel na raz.
-Panie Potter i panie Weasley
proszę także zostać.- na twarzy profesora pojawił się tajemniczy uśmiech. Kiedy
wszyscy już wyszli nauczyciel zaczął objaśniać nam swój plan.
-A więc chłopcy wasze oceny są
jakie są, a dobrze wiecie, że nie chce pisać do waszych rodziców. Jednak wasze
zainteresowanie na lekcji i olewackie podejście do niej zmusza mnie do podjęcia
pewnych kroków. A więc moi drodzy, Hanna i Melisa doskonale radzą sobie z moim
przedmiotem, z tego co wiem z innymi też doskonale. Haniu będziesz od dziś
pomagać Jamesowi, a Meliso ty Fredowi, co dziennie macie się razem uczyć, a
razem w znaczeniu nie całą grupą, bo panowie będą się nawzajem rozpraszać.
-Ale pnie profesorze ja pomagam
Louisowi- na twarzy mojej przyjaciółki pojawił się grymas niezadowolenia.
-Pan Weasley radzi sobie dobrze,
a Fredowi przyda się o wiele bardziej pani pomoc.
-No dobrze.- Melisa nie była
zadowolona z tej decyzji.
-A profesorze Longbottom, a czemu
nie mogę pomagać Fredowi, tylko muszę Jamesowi?
-Nie będę owijać w bawełnę jest
pani lepsza, przypominasz mi moją przyjaciółkę, pan Potter jest gorszy od
Weasleya dlatego przyda się większa wiedza.- ja też nie byłam szczęśliwa z tej
decyzji, oh, no coż.
-Dobrze teraz zmykajcie.-wszyscy
posłusznie wyszliśmy z szklarni. W sumie potem nie rozmawialiśmy już za wiele.
Mel i ja stwierdziłyśmy, że nie jesteśmy głodne i poszłyśmy do pokoju wspólnego,
gdzie nikogo nie było, więc mogłyśmy w spokoju pogadać.
-Ale profesor przegiął, to jest
nie możliwe, alby te matoły się czegoś nauczyły.- i rzuciłam się na kanapę, a
Mel na mnie. Od razu zaczęłyśmy się wygłupiać i tarzać po podłodze ze śmiechu.
-Zobaczymy jak będzie kicia jak
coś to znasz pewnie jakieś odpowiednie zaklęcie na nich – to mówiąc przyłożyła
mi poduszką. Jak ja lubiłam takie chwile.
- Oj znam. Wiesz, że mam zapas
ciastek korzennych od mamy i pierniczków…- no mojej buzi pojawił się jeden
moich szatańskich uśmiechów.
-Tego to ja w życiu nie odmówię,
chodź, trzeba opróżnić te zapasy- pociągnęła mnie w stronę naszego pokoju. Oddałyśmy się pałaszowaniu zapasów leżąc przy
tym na łózkach i rozmyślając, co jakiś czas opowiadając sobie o tym. Reszta
dnia minęła spokojnie, a o piątej siedziałam już na stadionie czekając na
rozpoczęcie treningu.
-Nott wytłumaczysz mi co robi tu
gryfonka?- zapytała Victoria Zambini- ścigająca domu węża.
-Przyszłam pokibicować mojemu
dobremu znajomemu- puściłam do niej oczko.
-Tak właśnie, a w ogóle nie wiem
czy wiesz, ale my się spotykamy.- wykrzyknął Nott na jednym wdechu.
-Tylko randkujemy, a nie chodzimy
jeszcze! Ale to was teraz nie powinno interesować macie przecież trening.- usiadła
zadowolona, ponieważ nikt już nie śmiał nic powiedzieć. Na koniec treningu
miałam już gotowe sprawozdanie dla chłopaków, które zmierzałam dać Jamesowi
podczas wspólnej nauki.
-Hania musimy chyba pogadać,
chodź Scorp lepiej, żebyś ty też przy tym był.- Albus to mówiąc zaszedł mi
drogę, udaliśmy się więc wspólnie w stronę zamku.
-A więc który to wymyślił?- Al.
Dobrze znał swojego brata i mnie tez już trochę, więc wiedział, że bez powodu
nie byłabym taka miła dla Davida.
-Oboje, ale co z tego?
-A to, że potem znów złamiesz
biednemu Davidowi serce…- oboje spojrzeli na mnie z odrazą
-Al., a pomyśleć, że my też się w
tobie podkochiwaliśmy…- Scorp teraz przegiął, nie byłam, aż taka zła.
-Odpuście sobie, to jego wina, że
jest taki tępy i daje się tak łatwo mi zmanipulować. Ale jak chcecie wiedzieć
to dostaje za to karę, musze uczyć się z twoi tępym bratem, żeby ten poprawił
sobie oceny, mehhh….
-O to ty masz karę, a James
pewnie się cieszy, bo wiesz mamy z
Scorem taką teorie, Rose też się z nią zgadza- na twarzy chłopków pojawił się
ten uśmiech, mam przekichane.
-Jaką?!!!- już dawno nie byłam
tak przerażona.
-No, że James jest o ciebie
zazdrosny….- Scorpius nie dokończył bo mu przerwałam.
-Że co proszę, to jakiś żart,
przecież ja się nawet z Fredem lepiej dogaduje niż z nim.- byłam tym nieźle
poirytowana.
-No tak, ale Fred wyznał Rose, że
James strasznie się wkurza jak ty gadasz z jakimś chłopakiem i nawet się
pokłócili o twoje relacje z Fredem- kontynuował Scorp, lecz przerwał mu Al
objaśniając resztę.
-Bo wiesz, że ty i Fred to macie
dość specyficzną relacje, a Jimowi to najwyraźniej mocno przeszkadza- czułam
się taka zszokowana, nie wiedziałam co kompletnie powiedzieć.
-Fila ja wiem, że lubisz Freda,
bo mieliście te swoje chwile i w ogóle, ale ta sytuacja, sam widzisz…- ohh,
powiedziałam Scorpowi kiedyś o tym, że
nawet lubię bardziej Freda. Jejciu Jim nie wiem co o tym myśleć.
-Dobra jesteśmy już w zamku ja
muszę zmykać, a tak po za tym to nie podoba mi się już Fred !- kiedyś tak, ale
dziś, był jedynym facetem, który nie zakochał się we mnie tylko ja w nim….
-Czyli James ma szanse, no dobra
żartuje, tylko nie bij, wiem, że kochasz jedynie Filemona i Melisę - Filemon to
mój ukochany kotek, dostałam go na 12 urodziny od Mel, znaczyła dla mnie
naprawdę wiele.
-Papa chłopaki- poszłam w stronę
biblioteki, gdzie byłam umówiona Jamesem. Byłam zdziwiona, że był już na
miejscu, on był na czas.
- No jesteś wreszcie, tak, tak
jestem na czas, możesz już zamknąć usta.- oczywiście wszystko mówił w swój
typowy szarmancki sposób.
-Dobrze, na początek masz tu
taktykę ślizgonów. A teraz do rzeczy, masz tu książki potrzebne do opisania
eliksiru usypiającego, do roboty.- podsunęłam mu książki, a ten zaczął je
bezradnie wertować.
-Wiesz, bo jak już skończyłaś z
Nottem, tak sobie pomyślałem- co on znowu kombinuje-, że mogłabyś się ze mną
umówić, co?- powiedział to niczym słodki szczeniak, trzeba mu przyznać było to
uroczę.
- Co, chodź naukę z tobą można
zaliczyć do randek, chodź nie przyjemnych- jego twarz posmutniała
- Powiedz mi Fila, tobie jeszcze
podoba się Fred? Czy to już tylko przeszłość- co on zamierza, ja i poduszczanie
to się zawsze źle kończy -, nie będziesz mieć problemów, aby się ze mną umówić,
więc jak?- miał mnie, kurde.
-Wiesz James jak ja cię nie
lubię, ale wygrałeś, gdzie i kiedy?- obdarzył mnie tylko tym swoim szarmanckim
uśmiechem
-Przyszły weekend, co będziemy
robić to będzie niespodzianka.- nic nie odpowiedziałam, resztę wieczoru
przesiedziałam w milczeniu, pisząc swoje
prace i sprawdzając prace Jima.
**
Nie wiem czemu, ale lubiłam czwartki. Miałam wtedy
dwie pierwsze godziny eliksirów, potem transmutacja i starożytne runy. Wstałam wcześniej
i postanowiłam się przejść przed śniadaniem. Było przepięknie jesień w
Hogwarcie jest niesamowita. Wszędzie pełno było kolorowych liści, które
nadawały temu miejscu tyle żywiołowości. Nad jeziorem można było zauważyć mgłę,
a ptaki na drzewach wesoło nuciły. I jak tu nie kochać tego miejsca. Byłam
jedną z pierwszych osób na śniadaniu, ku mojemu z dziwieniu chwilę po tym jak
nałożyłam sobie owsianki do Wielkiej Sali wpadł zaspany Fred, który od razu
ruszył w moja stronę.
-Panno Berendt jaka z pani
przykładna uczennica, szkoda tylko, że nie prefekt.- to mówiąc posłał mi jeden
ze swoich uśmieszków.
-Z tego co pamiętam nie zostałam
prefektem przez ciebie, bo niby nie można zamienić kolegi w żabę i trzymać go w
łazience przez trzy dni…- powiedziałam to z takim najbardziej teatralnym
dostojeństwem jakim potrafiłam.
-To było przegięcie nawet jak na
ciebie, ale wiem, wiem zasłużyłem sobie
-I to bardzo, ale mieliśmy już
nie poruszać tego tematu…
-Dobrze – puścił mi oczko i zajął
się swoimi tostami. Do sali wchodzili kolejni uczniowie.
-Melisiątko moje zgodziło się pójść
ze mną na tą imprezę, Rose też idziesz?- cała nasza gromada rozsiadła się koło
siebie i dodatkowo dosiedli się do nas Al i Scorp.
-Ja pójdę z Filą, będzie moją
osobą towarzyszącą- Rose złapała mnie pod ramie.
-Twoją zawsze Rosie – przytuliłam
się do przyjaciółki.
- Niestety dziewczyny popsuje
wasze plany Fila idzie ze mną, chyba nie zapomniałaś?
-To impreza będzie tą randką,
zawsze mogło być gorzej, przynajmniej będzie dużo ludzi…- wszyscy prócz Jamesa
patrzyli na mnie zszokowani.
-Nie wierze udało ci się ją
zaprosić, a myślałem, że będziesz pisał do wujka Rona z prośbą o eliksir
miłosny –powiedział Al, a wszyscy wy buchnęliśmy na to śmiechem.
-Ale to tylko jedno spotkanie, a
tak po za tym to co z Alicją, nie masz czasem dziewczyny?
- Od dziś rana już nie, więc
widzisz jestem tylko twój
-Nie dziękuje, Rose my musimy już
iść.- pociągnęłam gryffonkę za sobą. Zatrzymałyśmy się dopiero przy wyjściu na
bonia.
-Fila powiedz o co chodzi?
-Jak sytuacja ze Scorpiusem stoi,
nie udawaj tylko, że nie wiesz o co chodzi
-No wczoraj byliśmy na spacerze,
było miło, ale nie wiem
-A kto ma wiedzieć jak nie ty! Idziecie
razem na imprezę?
-No niby mnie wczoraj zaprosił,
ale wtedy wszyscy będą gadać…
-Rose nie zachowuj się jak
dziecko. To ja tam idę przez głupie podpuszczanie z tym idiotą .
-No w sumie masz racje- potem się
pożegnałyśmy i każda poszła na swoje lekcje.
&&&&
Jak wam się podoba moja opowieść? Wkrótce dodam bohaterów i czekam na wasze komentarze. ;)
Widząc Profesora Longbottoma zastanawiam się, kto jeszcze z równolatków Harrego może tam uczyć? Dziwię się również, że Slughorn nie przeszedł na ponowną emeryturę i ciągle chciałabym zobaczyć zajęcia obrony przed czarną magią, kto je prowadzi i czy ta posada po Snapie jest nadal przeklęta. 😄 Czekam na kolejny rozdział i rozwój romansu Hann i Jamesa. 😉
OdpowiedzUsuńNapisz odpowiedź w komentarzu, kiedy wstawisz nowy rozdział! 😀
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba. Następny post wstawię w ten weekend.;)
Usuń